sobota, 2 stycznia 2010

Beast Wars - Recenzja

Dzieciństwo. Każdy z nas je miał, część czytelników być może nadal jest w jego zasadniczym okresie. Osobiście zakończyłem już ten etap w swoim życiu, gdy każdy kolejny dzień z mego życiorysu nadawał się na scenariusz filmu dla całej rodziny, które przychodzi nam oglądać w niedzielne poranki. Minione już lata pamiętam dość dobrze. W głowie mam jeszcze swój poważny wypadek, jakąś tam wigilię, czy nawet taką błahostkę, jak dostanie od kolegi w twarz jeszcze w czasach przedszkolnych. Nie przepadły również wspominki o oglądanych przeze mnie „bajeczkach”. Najbardziej zapamiętane przeze mnie zostały cztery seriale animowane: PokeMon, Dragon Ball, Power Rangers i najbardziej intrygujący mnie tytuł w tamtejszych czasach, a zarazem bohater dzisiejszego tekstu – Beast Wars.

„Beast Wars” (w Polsce „Kosmiczne Wojny”) jest serialem animowanym z serii Transformers będącym kontynuacją pierwszego serialu spod znaku transformujących się robotów – Generacji 1. Twór Boba Forwarda i Larry’ego DiTillio zaliczył światowy debiut w 1996 roku będąc następstwem serii zabawek autorstwa Hasbro. Animacja opowiada o wydarzeniach następujących po wojnie między frakcjami Autobotów i Decepticonów. Dzięki rozwojowi technologii Transformery zdolne były stać się nowocześniejsze i wydajniejsze w użyciu napędzającej ich energii. W ten sposób powstały dwie nowe elektroniczne nacje – Maximale, będący nowymi odpowiednikami Autobotów i Predacony, potomkowie Decepticonów. Zdawało się, że nadchodzą lepsze czasy. Niestety... Mimo zawiązania pokoju, garstka Predaconów czuła się poniżana. Na czele z Megatronem, duchowym spadkobiercą legendarnego władcy Decepticonów roboty opuściły rodzimy Cybertron w poszukiwaniu energonu, potężnego źródła energii. W ruch za uciekinierami ruszyła brygada Maximali pod wodzą Optimusa Primala (nazwanego na cześć Optimusa Prime’a, dawnego lidera Autobotów). Zacięty pościg sprawił, że bohaterowie... przenieśli się w czasie i trafili na prehistoryczną Ziemię. Znajdujące się tu źródła energonu były wprost ogromne zmuszając Transformery do przyjęcia alternatywnych form postaci, którymi okazały się lokalne zwierzęta. Rozbite statki zmusiły roboty do zagospodarowania się na nowym terenie. W ten oto sposób rozpoczęła się wojna. Wojna Bestii!

Sferę czysto teoretyczną mamy za sobą. Fabuła Transformers zawsze była dość poplątana, toteż bardziej rozwinięte przedstawienie historii było nieodzowne. Jako pięcioletni brzdząc owo poplątanie okazało się dla mnie zbyt skomplikowane. Pozycję oglądałem z wiedzą tak okrojoną, że wiedziałem tylko, iż są tu roboty zmieniające się w zwierzęta i walki. Właśnie owo niezrozumienie zawsze budziło we mnie fascynację nad obiektem mojego zainteresowania. Gdy trafiła w me ręce wersja demonstracyjna Heroes 3, zupełnie nie wiedziałem z czym się to je, a mimo to nie miałem przeszkód przed ogromnym zainteresowaniem się grą. Podobnie było i w tym przypadku. Pewnego dnia postanowiłem, że przybliżę sobie czym tak naprawdę fascynowałem się w zeszłej dekadzie.

Jakiś czas potem pierwsze 23 minuty przygody były już tylko przeszłością. Czy po tak krótkim okresie czasu można się było w jakikolwiek sensowny sposób wypowiedzieć? Z oczu dawnego fana nie było to większym problem, albowiem animacja była już znana mym oczętom. Pierwsze przemyślenia - "Poziom jest, i to dobry. Chyba wsiąknę w to na dłużej". Tylko... Gdzie jest ta magia sprzed paru lat? Owa esencja mego ulubionego tytułu ostatniej dziesięciolatki zaginęła gdzieś po drodze. Amerykański twór okazał się, jednak i bez tego całkiem strawny. Na tyle, aby po paru dniach na dobre uplasować się w mojej osobistej topliście. Co przemawia za owym tytułem? Z pewnością wysokich lotów sfera audiowizualna, która to wywalczyła dla siebie dwa kolejne akapity. Dochodzą do tego widowiskowe pojedynki, od których gęsto w każdym epizodzie. Fabuła również nie kuleje, a z każdym odcinkiem dochodzą coraz to nowe wątki do historii. Dodatkowo seria bardzo często nawiązuje do swej poprzedniczki - wspominanego serialu Generacja 1, co może być nie lada gratką dla zagorzałych fanów serii Transformers.

To teraz parę słów na temat kreski. Właściwie wystarczyłyby dwa słowa - nie ma. Spostrzegawczy Sherlockowie z pewnością wiedzą, że Wojny Bestii nie są animacją rysowaną, a tworzoną w całości komputerowo. W takim też razie wypadałoby ocenić wysiłek włożony przez sztab grafików. Efekt ich pracy robi bardzo pozytywne wrażenie. Uczestnicy wojny są wyraziście zaakcentowani i estetycznie wykonani. Efekty specjalne, zwłaszcza wybuchy również podnoszą poziom wizualny widowiska o szczebel wyżej. Na upartego można przyczepić się można jedynie do wystrzałów z pistoletów etc. Są nieco zbyt rozmazane, aczkolwiek rozpatrując "za i przeciw" opisywanego tytułu, do wady tej rangi należy podejść z przymrużeniem oka.

Na chwilę przenieśmy się do kąciku melomana. Sfera audio została całkowicie zdominowana przez ostre brzmienia gitary. Najbardziej charakterystyczny dla serii jest rockowy motyw autorstwa Roberta Buckleya. Muzyka, mimo że nie należąca do łagodnych nie jest agresywna dla uszu i z pewnością nie zrazi osób lubujących się w swych spokojnych i cichych zaciszach domowych i swoich ukochanych płytach gramofonowych z symfoniami Mozarta. Poza tym dane jest nam usłuchać odgłosów przyrody, zazwyczaj dżungli wspieranych przez lekkie dźwięki fletu pomagających nam rozsiąść się wygodnie w fotelu, zapalić kadzidło i odnaleźć swe feng shui przed komputerową przygodą.

Koniec jest już bliżej niż myślicie. I nie jest to złowieszcza zapowiedź wizyty kostuchy, a nieuchronne zakończenie czytanego artykułu. Co tu poradzić, ciężko doszukiwać się ukrytego przesłania, czy też pouczającego morału w tymże tytule, albowiem nie zalicza się i nigdy nie będzie się on zaliczać do ambitnych pozycji. Jeśli zatem poprzez oglądanie animacji zamierzacie się rozwijać, odsyłamy do innych pozycji. Jeżeli, jednak walory edukacyjne odnajdujecie w inny sposób, a od ruchomych obrazków oczekujecie tylko i wyłącznie dobrej zabawy, Kosmiczne Wojny mogą trafić do serc waszych. Jeśli, więc owa pozycja nie jest wam znana, być może warto zapoznanie się z nią dopisać do postanowień noworocznych? Amen.

Autor: piecQa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz