Co dziwnego może przydarzyć się zwykłej, szesnastoletniej uczennicy liceum dążącej do uczestnictwa w Igrzyskach Olimpijskich rozgrywających się w Turynie? Na pewno coś czego się nie spodziewamy!
Agresywna i pełna determinacji Tazusa Sakurano, dąży do osiągnięcia sukcesu poprzez ciężką pracę na treningach wraz z pomagającym jej trenerem. Mimo ciągłego nękania przez dziennikarzy narzucających jej nieuczciwość podczas jednych z decydujących zawodów, Tazusa nie boi się starcia ze swoją największą rywalką, która może jej odebrać prawo do startowania w Igrzyskach. Jednak jest coś co może skomplikować jej plany... Ale mianowicie co takiego, może w dziwny sposób sprawić, że nasza młoda łyżwiarka będzie miała pewne trudności? Odpowiedzią jest Pete Pumps, duch który nawiedził Tazusę na równe sto dni. Zrozpaczona dziewczyna próbuje na wszelkie sposoby pozbyć się zjawy, która na jej nieszczęście nie chce zniknąć! Pete musi przeczekać ten czas żyjąc w ciele Tazusy, czując i widząc dokładnie to co ona. Trener na skraju wytrzymałości, Tazusa gadająca sama do siebie... Co jeszcze może się wydarzyć?
Jest to tylko wstęp do tego zabawnego, dwunastu odcinkowego anime. Powoli rozwijający się romans między głównymi bohaterami sprawia, że jest ono jeszcze bardziej interesujące. Kto by się spodziewał, że były lotnik (w obecnej sytuacji duch)
i ambitna łyżwiarka droczący się nawzajem, będą sobą zauroczeni? Choć wątek romantyczny zauważamy dopiero na końcu, to na pewno chociaż raz się wzruszymy. Tazusa i Pete - para jak najbardziej niebanalna, a wręcz niespotykana i tutaj autorzy mają u mnie plusik, bo sama na taki rozwiązanie bym nie wpadła. Wracając do tematyki sportowej... Łyżwiarstwo moim zdaniem jest to piękny sport, a wykorzystanie tego w anime to ciekawy pomysł. Prawdę mówiąc Ginban Kaleidoscope to moje pierwsze anime sportowe. Jestem pozytywnie zaskoczona, że można tak pięknie połączyć sport i romans. Oglądnięcie tego anime nie zniechęciło mnie do oglądania tych o podobnym temacie, wręcz przeciwnie. Chętnie obejrzę inne sportowe, nawet bez wątku romantycznego.
Opening i ending w Ginbanie raczej nie zachwycają - nie urzekły mnie, ale w niektórych animcach wręcz dzieje się odwrotnie. Muzyka ot zwykłe, normalne japońskie piosenki. Choć mogłoby być to lepiej dopracowane, możemy przymknąć na to oko, w końcu nie oglądamy tylko dla samego openingu i endingu.Ważne, że oddają one treść anime i wiemy o co w tym wszystkim chodzi. Co do kreski w anime, jest ona moim zdaniem bardzo ładna, choć może nie do końca taka jaką lubię. Postacie są dopracowane i ładnie narysowane. Właściwie to nie ma się do czego przyczepić. Mam parę swoich 'ale', lecz to tylko moje osobiste widzimisię ( te dwa sterczące włosy Tazusy). No ale porównując kreskę z fabułą, to fabuła zdecydowanie u mnie wygrywa.
Podsumowując,godne polecenia anime do oglądnięcia w wolnej chwili. Nieskomplikowana tematyka i 'lekka' fabuła sa to jego plusy. Idealne na zrelaksowanie się przed monitorem. Obejrzałam tego animca z przyjemnością. Nie ma co, polecam i zachęcam do oglądnięcia. Chociaż może Ginban jest mało znane, ale bardzo interesujące.
Agresywna i pełna determinacji Tazusa Sakurano, dąży do osiągnięcia sukcesu poprzez ciężką pracę na treningach wraz z pomagającym jej trenerem. Mimo ciągłego nękania przez dziennikarzy narzucających jej nieuczciwość podczas jednych z decydujących zawodów, Tazusa nie boi się starcia ze swoją największą rywalką, która może jej odebrać prawo do startowania w Igrzyskach. Jednak jest coś co może skomplikować jej plany... Ale mianowicie co takiego, może w dziwny sposób sprawić, że nasza młoda łyżwiarka będzie miała pewne trudności? Odpowiedzią jest Pete Pumps, duch który nawiedził Tazusę na równe sto dni. Zrozpaczona dziewczyna próbuje na wszelkie sposoby pozbyć się zjawy, która na jej nieszczęście nie chce zniknąć! Pete musi przeczekać ten czas żyjąc w ciele Tazusy, czując i widząc dokładnie to co ona. Trener na skraju wytrzymałości, Tazusa gadająca sama do siebie... Co jeszcze może się wydarzyć?
Jest to tylko wstęp do tego zabawnego, dwunastu odcinkowego anime. Powoli rozwijający się romans między głównymi bohaterami sprawia, że jest ono jeszcze bardziej interesujące. Kto by się spodziewał, że były lotnik (w obecnej sytuacji duch)
i ambitna łyżwiarka droczący się nawzajem, będą sobą zauroczeni? Choć wątek romantyczny zauważamy dopiero na końcu, to na pewno chociaż raz się wzruszymy. Tazusa i Pete - para jak najbardziej niebanalna, a wręcz niespotykana i tutaj autorzy mają u mnie plusik, bo sama na taki rozwiązanie bym nie wpadła. Wracając do tematyki sportowej... Łyżwiarstwo moim zdaniem jest to piękny sport, a wykorzystanie tego w anime to ciekawy pomysł. Prawdę mówiąc Ginban Kaleidoscope to moje pierwsze anime sportowe. Jestem pozytywnie zaskoczona, że można tak pięknie połączyć sport i romans. Oglądnięcie tego anime nie zniechęciło mnie do oglądania tych o podobnym temacie, wręcz przeciwnie. Chętnie obejrzę inne sportowe, nawet bez wątku romantycznego.
Opening i ending w Ginbanie raczej nie zachwycają - nie urzekły mnie, ale w niektórych animcach wręcz dzieje się odwrotnie. Muzyka ot zwykłe, normalne japońskie piosenki. Choć mogłoby być to lepiej dopracowane, możemy przymknąć na to oko, w końcu nie oglądamy tylko dla samego openingu i endingu.Ważne, że oddają one treść anime i wiemy o co w tym wszystkim chodzi. Co do kreski w anime, jest ona moim zdaniem bardzo ładna, choć może nie do końca taka jaką lubię. Postacie są dopracowane i ładnie narysowane. Właściwie to nie ma się do czego przyczepić. Mam parę swoich 'ale', lecz to tylko moje osobiste widzimisię ( te dwa sterczące włosy Tazusy). No ale porównując kreskę z fabułą, to fabuła zdecydowanie u mnie wygrywa.
Podsumowując,godne polecenia anime do oglądnięcia w wolnej chwili. Nieskomplikowana tematyka i 'lekka' fabuła sa to jego plusy. Idealne na zrelaksowanie się przed monitorem. Obejrzałam tego animca z przyjemnością. Nie ma co, polecam i zachęcam do oglądnięcia. Chociaż może Ginban jest mało znane, ale bardzo interesujące.
Autor: Kanojo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz