Zemsta jest uniwersalnym
motywem, przejawiającym się w przeróżnych środkach przekazu, poczynając od
powieści (Hrabia Monte Christo), aż po filmy (Kill Bill), czy nawet gry na
konsole (God of War). Ta pierwotna chęć odpłacenia się naszemu oprawcy za
wyrządzone krzywdy jest wpisana nieodłącznie w naszą naturę. Być może właśnie
dlatego, zemsta stała się ponadczasowym motywem, który nie ominął również
środka jakim jest Anime. Oczywiście odwet wcale nie musi być krwawą szlakiem,
usianym niebezpieczeństwami i koniecznością ucinania głów równie niebezpiecznym
i bezwzględnym przeciwnikom. Nie musi. Dowodem może być manga „Skip Beat”.
Naprawdę, nie musi. Jednak w tym wypadku na szczęście jest.
Afro Samurai to historia
(jak sama nazwa wskazuje) samuraja z afro, który za swoją świętą powinność,
uznał pomszczenie ojca uśmierconego podczas walki z posępnym rewolwerowcem o
imieniu Justice. Po wygranej (niezbyt długiej) bitwie, mroczny kowboj
przywłaszczył sobie legendarną przepaskę z numerem jeden i zostawił synowi
poległego wojownika podobną, tyle że z numerem dwa, tym samym dając młodemu
Afro, możliwość rewanżu.
Życie z takim
brzemieniem jest jednak bardzo ciężkie. Jedynie właściciel przepaski z numerem
dwa ma prawo wyzwać do walki posiadacza przepaski z numerem jeden. W takim
razie dlaczego przepaska nadająca tytuł wojownika numer jeden jest taka ważna?
Prestiż? Szacunek wśród innych? Być może. Lecz przede wszystkim jej właściciel
zostaje obdarzony boską mocą dającą władzę nad światem. W pogoń za takimi
niesamowitymi możliwościami wybiera się zatem cała plejada czarnych
charakterów, a nawet organizacja, mająca na celu odebranie czarnoskóremu Afro
przeklętej przepaski z numerem dwa.
Zresztą postacie to
chyba najmocniejsza strona tej pięcioodcinkowej opowieści. Afro napotyka wiele
osób ze swojej przeszłości, które częściej są jednak wrogo nastawione do
głównego bohatera i jak później się okazuje, każdy z tych bohaterów ma swoje
powody do takiej a nie innej postawy. Szczególnie do gustu przypadł mi
groteskowy Jinno, z głową pluszowego misia, spełniający rolę pewnego rodzaju
rywala dla głównego bohatera. Ważną postacią w serialu jest również rozgadany
towarzysz Afro, stanowiący pewnego rodzaju równoważnik dla ponurego i raczej
niezbyt elokwentnego głównego bohatera.
Oczywiście bohaterowie
nie mieliby tej głębi bądź wiarygodności, gdyby nie świetna obsada aktorów
użyczających im głosy. Afro samurajowi użycza głosu nie kto inny, jak Samuel L.
Jackson (którego zapewne przedstawiać nie trzeba), natomiast Yuri Lowenthal
(znany m.in. jako Sasuke z
angielskiej wersji Naruto) wciela się we wspomnianego wcześniej Jinno. Na
pochwałę zasługuje również Ron Perlman (Hellboy), który znakomicie sprawdził
się jako Justice.
Skoro jesteśmy już przy
tym, co Afro Samurai oferuje dla ucha, to warto wspomnieć również o
soundtracku. Muzykę do serialu stworzył RZA - członek kultowej grupy raperskiej
Wu-Tang Clan. Podczas oglądania serialu będziemy więc słyszeć znakomicie
dopasowane utwory z gatunku hip-hop.
Oprócz wcześniej
wspomnianej brutalności i rozlewanych litrów krwi, należy powiedzieć co nieco o
tym jak Afro Samurai prezentuje się od strony graficznej. Otóż prezentuje się
bardzo dobrze. Serial powstał na podstawie mangi dōujinshi o tym samym tytule,
której autorem jest Takashi Okazaki. Animowana wersja jest wierna stylem,
swojemu rysunkowemu pierwowzorowi. Charakterystycznymi elementami są więc
mroczny, wręcz brudny, bezwzględny świat, zniekształcona (często podczas
walki), dodająca dynamizmu perspektywa oraz powiewające na wietrze elementy
garderoby (efekt szczególnie widoczny przy opaskach). Animacje wyglądają
świetnie, zarówno w efektownych scenach walki jak i bardziej klimatycznych
momentach.
Podsumowując, jeżeli
uważasz, że fabuła i relacje między postaciami to nie tylko wymówka dla ogólnej
„rzeźni”, latających głów i krwi rozlewanej w litrowych ilościach, to jest to
anime dla Ciebie, Drogi Czytelniku. Ponieważ i wilk może być syty, i owca cała.
Ten serial zdecydowanie udowadnia, że pędząca naprzód akcja nie musi być
opłacona kosztem ciekawej fabuły. Zdecydowanie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz