Amerime? Co to do cholery jest zadajesz sobie może pytanie? Otóż właśnie w tym artykule postaram ci się przybliżyć z deka temat nie tak prosty jak mogło by się niektórym wydawać. Amerime to skrót od American Anime choć spotkałem się również z rozwinięciem Anime-influenced animation, czyli animacja na którą miało wpływ anime. Najkrócej mówiąc są to animacje stylizowane na anime choć wyprodukowane w innych krajach(chodzi głównie o USA i kraje zachodnie), ale także na odwrót, czyli zagraniczne tytuły ekranizowane w Japonii. W wielu środowiskach fanowskich amerime jest synonimem tandety. Trzeba jednak zapytać skąd wzięła się ta cała moda na japonizację rodzimego rynku animacji?
Przypomnijmy sobie pokrótce historię anime. Momotaro jako pierwsza japońska animacja zdobywa światową sławę w 1918 roku, czyli dość wcześnie i od tego czasu na świecie nikt nie słyszy o kolejnych anime. Lata dwudzieste i trzydzieste to czasy kiedy produkuje się animacje wyłącznie na użytek kraju nierzadko ku propagandzie nacjonalistyczno-faszystowskiej. Po wojnie całkowicie niemal zapomina się o filmach animowany i rozwija się głównie manga. Ten okres trwa do czasu aż niezrównany Astroboy Tezuki Osamu wlatuje na swych dopalanych butach w lata 60 i od nowa się rozpoczyna. Rynek animacji w Japonii rozrasta się w równie gwałtownym tępię co miasta i fabryki. Nie mogło się to obejść bez echa w zachodnim świecie. W latach osiemdziesiątych fenomen anime rozprzestrzenia się po całym globie odnosząc wielki sukces komercyjny. Wielu producentom nie wystarczyło już tylko importowanie filmów animowanych z Japonii, postanowili tworzyć własne na modłę dalekowschodnich schematów. Pierwsze "podróbki" powstawały między innymi we Włoszech jak na przykład serial "Sasuke il piccolo ninja", który bazował nie tylko na specyficznej kresce występującej w anime, ale również historii i kulturze japońskiej. Dla ciekawych był to bardzo podobny motyw do dzisiejszego Naruto. Kreskówki tej nigdy nie emitowano nigdzie poza krajem, stąd chyba zaniechano dalszego tworzenia włoskich klonów anime. Pomysł ten jednak nie umarł i odrodził się nieco później pod nazwą amerime. Amerime jest więc określeniem używanym od niedawna.
Jakie seriale zaliczamy do tego nurtu? Bardzo wiele, ale chciałbym zacząć od zachodnich "gigantów", które wręcz żerują na popularności klasycznych anime typu Maho shojo(magical girls), czyli W.I.T.C.H. i Winx Club. Oba tytuły można śmiało powiązać z Włochami, pierwszy to amerykańska ekranizacja włoskiego komiksu, a drugi to już wyłącznie robota włochów. W obu serialach widać klasyczny chara design wielkie oczy, długie nogi, włosy w kontrastowych kolorach, a w pierwszym zdarzają się nawet sceny w stylu super deformed. Nietrudno się domyślić, że obie produkcje odniosły komercyjny sukces na świecie także w Polsce. Jeżeli już jesteśmy przy klonach shojo nie można też zapomnieć o wciąż popularnym serialu Odlotowe Agentki, dziecku studia Martahon odpowiedzialnego również za wiele innych amerime(Team Galaxy, Monster Buster Club, Martin tajemniczy). Tak jak poprzednio stylistyka i fabuła to dobry przykład zżyny z anime dla dziewczynek. Amerime powstają głównie na fali jakiegoś popularnego anime na przykład Sailor Moon(jak poprzednio wspomniane) lub Pokemon, nie jest to nic nowego, nawet w Japonii robi się takie rzeczy. Dla niektórych jak na przykład DC Comics wykorzystanie schematów z japońskiej animacji stało się sposobem na zrobienie ciekawej ekranizacji niezbyt popularnego komiksu. Mowa tu o Teen Titans. Twórcy poszli tak daleko z japonizacją tytułu, że opening w niektórych odcinkach jest śpiewany po japońsku przez J-popowy duet Puffy AmiYumi niegdyś bijący rekordy popularności w Japonii. Cóż mogę dodać? Tego typu kreskówek jest na prawdę od zawalenia i nie byłbym w stanie wypisać wam tu wszystkich nawet tych najpopularniejszych, jedno mogę powiedzieć na pewno, większość z nich mimo wielkich chęci autorów niestety nie może się równać z dalekowschodnim pierwowzorem.
A co z zachodnimi tytułami ekranizowanymi przez Japończyków? Warto tu przytoczyć pewien serial aktorski i anime o tym samym tytule, na które wpadłem przez przypadek grzebiąc na YouTube. Chodzi mi o Japanese Spider-Man. Nie wiem jak tak można było zmarnować hajs wydany na licencje od Marvela. Czemu tak mówię? Jeżeli jeszcze nie słyszeliście o japońskim człowieku pająku streszczę wam go w kilku słowach Spider-Man, Megazord, Power Rangers, to się musiało rozpaść prędzej czy później. Nie inaczej było w przypadku nowej ekranizacji komiksu Marvela Witchblade. Zupełna klapa. Tworząc anime(właściwie amerime) autorzy postawili na długie, zawiłe dialogi, a niemal zupełnie zrezygnowali z walk, nie mówiąc już o tych wyjątkowo widowiskowych. Niestety za późno zorientowali się, że nie potrafią i w nasze ręce trafia to co trafia. O ile wiem Demashita! Powerpuff Girls Z(japońskie Atomówki) zostało jakoś tam przyjęte przez fanów, ale głównie za humorystyczny, niepoważny charakter, który mógłby być równie dobrze kolejnym niewypałem. Sytuacja według mnie dość dziwna, taka parodia, parodii w parodii, nie mówię o hipokryzji bo to by były stanowczo zbyt mocne słowa, ale coś w tym jest. Atomówki, które już w amerykańskiej wersji parodiowały kolorowy, japoński styl ponownie przerobione na jeszcze bardziej japońskie i mają powtórnie parodiować tylko, że tym razem Maho shojo. Jak widać udało się sądząc choćby po ilości fan artów na deviancie. Mimo wszystko nawet Japończycy nie potrafili wynieść na wyżyny pogardzanego amerime.
Po co więc robić kolejne imitacje anime i japońskie przeróbki skoro fanom to nie odpowiada? Odpowiedź jest prosta, kto się przejmuje fanami? Na zachodzie rynek animacji jest przeznaczony głownie dla najmłodszych w wieku od 8 do 13 lat. W Polskim TV jest spore zapotrzebowanie na anime i niestety próbuje się je zaspokajać przez tanie francuskie, włoskie i amerykańskie podróbki w większości niezbyt świadomej widowni. W Japonii jest nieco inaczej, tam kiepskie twory typu Witchblade, czy Spider Man są jednostkowe i ciężko określić, czy przypadną widzom do gustu. Często jest też tak, że winą za kiepski tytuł należy obarczyć bezpośrednio kiepskich autorów, a nie konwencje, która w gruncie rzeczy mogła wypaść całkiem nieźle. Jak więc tworząc amerime ominąć jednocześnie bezlitosną krytykę? Zróbmy parodię! Amerime jako parodię gatunku można spotkać na przykład w niektórych odcinkach Miasteczka South Park, Przerysowanych, serialu Johnnym Test a także wcześniej wspomnianych japońskich atomówkach i nikomu to nie wadzi.
Podsumowując amerime to wzajemne bazowanie na schematach. Czy to w parodii, czy poważnej ekranizacji opiera się na syntezie dwóch niemal obcych sobie szkół animacji: japońskiej i amerykańskiej. Mimo usilnych starań twórców, amerime kojarzy się fanom anime niezbyt dobrze, a sama nazwa co warto zauważyć powstała w środowisko fanowskim aby odróżnić "podróbki" od oryginału. Jeżeli chodzi o moje osobiste odczucia to nie bardzo odpowiadają mi te produkcje. Nie mam zamiaru ich tu porównywać do anime bo nie tędy droga, większość nawet w kryteriach własnych, czyli animacji zachodniej nadaje się tylko na bajkę dla dzieci, często pustą lub na siłę starająca się przekazać nam jakiś banał. Mimo to można znaleźć kilka perełek. Niewątpliwie taką perłą i wręcz chlubą gatunku amerime jest seria Avatar: The Last Airbender, tytuł według mnie bardzo udany i zbliżony standardem do produkcji japońskich, ma też w sobie coś niepowtarzalnego co potrafi przekonać do siebie widza. Całkiem nieźle zrobionym "klonem" jest też Teen Titans i w moim mniemaniu na głowę bije komiksowy pierwowzór. Nie pozostaje mi nic innego jak skłonić was do samodzielnego wyszukiwania takich pereł. Gatunek jaki jest każdy widzi, ale miejmy nadzieję, że krytyka ze strony fanów nie pójdzie na marne, a brzydkie kaczątko jakim jest amerime wyrośnie na pięknego łabędzia zwłaszcza, teraz kiedy już widać przebłyski geniuszu w najnowszych tego typu produkcjach. Idąc tropem, który Kasia Nosowska zostawiła w piosence Moja i twoja nadzieja: Nie ważne, czy nazwiecie mnie głupcem ja mam nadzieję, że jeszcze im coś wyjdzie.
Autor: Kacpo
Przypomnijmy sobie pokrótce historię anime. Momotaro jako pierwsza japońska animacja zdobywa światową sławę w 1918 roku, czyli dość wcześnie i od tego czasu na świecie nikt nie słyszy o kolejnych anime. Lata dwudzieste i trzydzieste to czasy kiedy produkuje się animacje wyłącznie na użytek kraju nierzadko ku propagandzie nacjonalistyczno-faszystowskiej. Po wojnie całkowicie niemal zapomina się o filmach animowany i rozwija się głównie manga. Ten okres trwa do czasu aż niezrównany Astroboy Tezuki Osamu wlatuje na swych dopalanych butach w lata 60 i od nowa się rozpoczyna. Rynek animacji w Japonii rozrasta się w równie gwałtownym tępię co miasta i fabryki. Nie mogło się to obejść bez echa w zachodnim świecie. W latach osiemdziesiątych fenomen anime rozprzestrzenia się po całym globie odnosząc wielki sukces komercyjny. Wielu producentom nie wystarczyło już tylko importowanie filmów animowanych z Japonii, postanowili tworzyć własne na modłę dalekowschodnich schematów. Pierwsze "podróbki" powstawały między innymi we Włoszech jak na przykład serial "Sasuke il piccolo ninja", który bazował nie tylko na specyficznej kresce występującej w anime, ale również historii i kulturze japońskiej. Dla ciekawych był to bardzo podobny motyw do dzisiejszego Naruto. Kreskówki tej nigdy nie emitowano nigdzie poza krajem, stąd chyba zaniechano dalszego tworzenia włoskich klonów anime. Pomysł ten jednak nie umarł i odrodził się nieco później pod nazwą amerime. Amerime jest więc określeniem używanym od niedawna.
Jakie seriale zaliczamy do tego nurtu? Bardzo wiele, ale chciałbym zacząć od zachodnich "gigantów", które wręcz żerują na popularności klasycznych anime typu Maho shojo(magical girls), czyli W.I.T.C.H. i Winx Club. Oba tytuły można śmiało powiązać z Włochami, pierwszy to amerykańska ekranizacja włoskiego komiksu, a drugi to już wyłącznie robota włochów. W obu serialach widać klasyczny chara design wielkie oczy, długie nogi, włosy w kontrastowych kolorach, a w pierwszym zdarzają się nawet sceny w stylu super deformed. Nietrudno się domyślić, że obie produkcje odniosły komercyjny sukces na świecie także w Polsce. Jeżeli już jesteśmy przy klonach shojo nie można też zapomnieć o wciąż popularnym serialu Odlotowe Agentki, dziecku studia Martahon odpowiedzialnego również za wiele innych amerime(Team Galaxy, Monster Buster Club, Martin tajemniczy). Tak jak poprzednio stylistyka i fabuła to dobry przykład zżyny z anime dla dziewczynek. Amerime powstają głównie na fali jakiegoś popularnego anime na przykład Sailor Moon(jak poprzednio wspomniane) lub Pokemon, nie jest to nic nowego, nawet w Japonii robi się takie rzeczy. Dla niektórych jak na przykład DC Comics wykorzystanie schematów z japońskiej animacji stało się sposobem na zrobienie ciekawej ekranizacji niezbyt popularnego komiksu. Mowa tu o Teen Titans. Twórcy poszli tak daleko z japonizacją tytułu, że opening w niektórych odcinkach jest śpiewany po japońsku przez J-popowy duet Puffy AmiYumi niegdyś bijący rekordy popularności w Japonii. Cóż mogę dodać? Tego typu kreskówek jest na prawdę od zawalenia i nie byłbym w stanie wypisać wam tu wszystkich nawet tych najpopularniejszych, jedno mogę powiedzieć na pewno, większość z nich mimo wielkich chęci autorów niestety nie może się równać z dalekowschodnim pierwowzorem.
A co z zachodnimi tytułami ekranizowanymi przez Japończyków? Warto tu przytoczyć pewien serial aktorski i anime o tym samym tytule, na które wpadłem przez przypadek grzebiąc na YouTube. Chodzi mi o Japanese Spider-Man. Nie wiem jak tak można było zmarnować hajs wydany na licencje od Marvela. Czemu tak mówię? Jeżeli jeszcze nie słyszeliście o japońskim człowieku pająku streszczę wam go w kilku słowach Spider-Man, Megazord, Power Rangers, to się musiało rozpaść prędzej czy później. Nie inaczej było w przypadku nowej ekranizacji komiksu Marvela Witchblade. Zupełna klapa. Tworząc anime(właściwie amerime) autorzy postawili na długie, zawiłe dialogi, a niemal zupełnie zrezygnowali z walk, nie mówiąc już o tych wyjątkowo widowiskowych. Niestety za późno zorientowali się, że nie potrafią i w nasze ręce trafia to co trafia. O ile wiem Demashita! Powerpuff Girls Z(japońskie Atomówki) zostało jakoś tam przyjęte przez fanów, ale głównie za humorystyczny, niepoważny charakter, który mógłby być równie dobrze kolejnym niewypałem. Sytuacja według mnie dość dziwna, taka parodia, parodii w parodii, nie mówię o hipokryzji bo to by były stanowczo zbyt mocne słowa, ale coś w tym jest. Atomówki, które już w amerykańskiej wersji parodiowały kolorowy, japoński styl ponownie przerobione na jeszcze bardziej japońskie i mają powtórnie parodiować tylko, że tym razem Maho shojo. Jak widać udało się sądząc choćby po ilości fan artów na deviancie. Mimo wszystko nawet Japończycy nie potrafili wynieść na wyżyny pogardzanego amerime.
Po co więc robić kolejne imitacje anime i japońskie przeróbki skoro fanom to nie odpowiada? Odpowiedź jest prosta, kto się przejmuje fanami? Na zachodzie rynek animacji jest przeznaczony głownie dla najmłodszych w wieku od 8 do 13 lat. W Polskim TV jest spore zapotrzebowanie na anime i niestety próbuje się je zaspokajać przez tanie francuskie, włoskie i amerykańskie podróbki w większości niezbyt świadomej widowni. W Japonii jest nieco inaczej, tam kiepskie twory typu Witchblade, czy Spider Man są jednostkowe i ciężko określić, czy przypadną widzom do gustu. Często jest też tak, że winą za kiepski tytuł należy obarczyć bezpośrednio kiepskich autorów, a nie konwencje, która w gruncie rzeczy mogła wypaść całkiem nieźle. Jak więc tworząc amerime ominąć jednocześnie bezlitosną krytykę? Zróbmy parodię! Amerime jako parodię gatunku można spotkać na przykład w niektórych odcinkach Miasteczka South Park, Przerysowanych, serialu Johnnym Test a także wcześniej wspomnianych japońskich atomówkach i nikomu to nie wadzi.
Podsumowując amerime to wzajemne bazowanie na schematach. Czy to w parodii, czy poważnej ekranizacji opiera się na syntezie dwóch niemal obcych sobie szkół animacji: japońskiej i amerykańskiej. Mimo usilnych starań twórców, amerime kojarzy się fanom anime niezbyt dobrze, a sama nazwa co warto zauważyć powstała w środowisko fanowskim aby odróżnić "podróbki" od oryginału. Jeżeli chodzi o moje osobiste odczucia to nie bardzo odpowiadają mi te produkcje. Nie mam zamiaru ich tu porównywać do anime bo nie tędy droga, większość nawet w kryteriach własnych, czyli animacji zachodniej nadaje się tylko na bajkę dla dzieci, często pustą lub na siłę starająca się przekazać nam jakiś banał. Mimo to można znaleźć kilka perełek. Niewątpliwie taką perłą i wręcz chlubą gatunku amerime jest seria Avatar: The Last Airbender, tytuł według mnie bardzo udany i zbliżony standardem do produkcji japońskich, ma też w sobie coś niepowtarzalnego co potrafi przekonać do siebie widza. Całkiem nieźle zrobionym "klonem" jest też Teen Titans i w moim mniemaniu na głowę bije komiksowy pierwowzór. Nie pozostaje mi nic innego jak skłonić was do samodzielnego wyszukiwania takich pereł. Gatunek jaki jest każdy widzi, ale miejmy nadzieję, że krytyka ze strony fanów nie pójdzie na marne, a brzydkie kaczątko jakim jest amerime wyrośnie na pięknego łabędzia zwłaszcza, teraz kiedy już widać przebłyski geniuszu w najnowszych tego typu produkcjach. Idąc tropem, który Kasia Nosowska zostawiła w piosence Moja i twoja nadzieja: Nie ważne, czy nazwiecie mnie głupcem ja mam nadzieję, że jeszcze im coś wyjdzie.
Autor: Kacpo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz