niedziela, 21 marca 2010

Praca konkursowa #14: Bajka o Kropelku i Szpileczce

Bajka o Kropelku i Szpileczce
od Beabratka

Daleko, daleko stąd, w pewnym owocowym sadzie, w pniu po ściętej jabłonce, mieszkał sobie mały skrzat o imieniu Kropelek. To przedziwne imię zawdzięczał niezwykłym właściwościom czarodziejskiej czapeczki, którą z dumą nosił na głowie. Kiedy Kropelek był spragniony, wystarczyło potrząsnąć czapeczką, a kropelki wody spadały na jego wyciągnięta przed siebie dłoń. Bywały dni, że bardzo chciało mu się pić. Wtedy podstawiał, pod nakrycie głowy, naczynie z wydrążonej połówki dyni i czekał aż się napełni, by potem móc wypić duszkiem całą zawartość. Kropelek korzystał z mocy czapeczki nie tylko we własnym zakresie. Był strażnikiem sadu, i gdy jego właściciele zapominali o podlaniu rosnących tam krzewów i drzew owocowych, zawsze spieszył im z pomocą. Dzięki niemu pięknie owocowały potężne grusze, jabłonie, śliwy, czereśnie i krzewiasty agrest oraz porzeczka. Również okoliczne zwierzęta, ptaki i owady mogły liczyć na pomoc Kropelka. A to wróbelek prosił w upalne dni o trochę rosy by móc skąpać w niej swoje piórka. Czasem pies gospodarzy, Bejek, który dniami i nocami pilnował bramy i ogrodzenia, poskarżył się na pustą miseczkę, by dostać choć parę kropel. Nie wspomnę już o spragnionych w upalne dni owadach: pszczołach i motylach, które Kropelek dopajał. Był dobrym duszkiem tego sadu i wszyscy go tu lubili: drzewa, krzewy i zwierzęta. Zawsze też mógł z wdzięczności liczyć na ich pomoc. Drzewa i krzewy dawały mu cień i częstowały owocami. Podwórkowy przyjaciel, Bejek, zawsze spieszył z pomocą i otaczał Kropelka opieką. Czasem też bawili się w berka i chowanego. Radosne motyle odprawiały na oczach skrzata przedziwne tańce czarując go swymi kolorowymi skrzydłami, a pszczoły chętnie częstowały go słodkim, lipowym miodem o barwie jasnego bursztynu.

*

Gospodarze: dziadek Józef i babcia Władzia, mieszkali razem z wnuczkiem Olkiem w małym drewnianym domku. Miedziane włosy chłopca lśniły w słońcu i były z dala widoczne w całym sadzie. Kiedy mały, na oko może sześcioletni piegusek zmierzał w stronę sadu, chowały się gdzie mogły wszystkie zwierzęta, ptaki i owady. Chłopiec nie był grzeczny. Lubił strzelać z procy do wszystkiego co się rusza. Dziadkowie starali się go nauczyć szacunku do przyrody zachęcając nieraz chłopca do małych prac domowych, ale nie miał na nie najmniejszej ochoty i udawał, że w tej chwili jest czymś bardzo zajęty.

Pewnego razu gospodarze remontowali głębinową studnię na podwórzu przed ich domem i umieścili w sadzie betonowy, uszkodzony dren, wysoki na prawie pół metra. Chcieli nasypać tam żyznej ziemi i zrobić ładny, duży kwietnik, zasadzając w nim różnokolorowe bratki. Od razu nowym elementem krajobrazu zainteresował się Olek. Podszedł, obejrzał i zaczął snuć domysły do czego miejsce to mógłby wykorzystać. Wpadł na pewien pomysł ale nikomu go nie zdradził i czekał tylko na sprzyjającą okazję.

Wkrótce się nadarzyła. Była nią wycieczka z dziadkiem do lasu po jagody. Starszy pan zabrał dwa duże wiaderka, a Olek spory plecak.

- Po co ci Oluś ten plecak w lesie? – spytał zaciekawiony dziadek.

- A nie, to tylko tak. Może będą tam jakieś ładne szyszki, to nazbieram – wykręcił się mały spryciarz.

Uszli już spory kawałek od domu pogrążając się coraz bardziej w gęstym lesie. Dziadek znał miejsca, w których jagody rosły obficie i już niebawem tam dotarli. Zaczęli zbierać, to znaczy dziadek zaczął, a Oluś wkrótce się nieco oddalił.

- Tylko nie odchodź daleko – upomniał go opiekun.

- Dobrze dziadku – grzecznie odparł chłopiec, po czym zaczął się pilnie rozglądać dokoła. Nagle skupił wzrok w jednym miejscu. „Jest” - pomyślał. Na pniu dawno ściętego drzewa siedziała sobie mała, ruda wiewiórka z orzeszkiem w łapkach. Olek zaczął się skradać cichutko w jej stronę, ale czujne zwierzątko tylko puszystą kitą machnęło i już go nie było. „To nic” – rzekł sobie w myślach malec – „Poszukam innego zwierzaka. Będzie tylko mój. Schowam go przed dziadkiem i babcią w tym dużym, betonowym kręgu w sadzie”. Chłopiec przerwał swoje rozmyślania, bo oto pod krzaczkiem, zupełnie niedaleko coś zaszeleściło. Olek zaczął wpatrywać się w to miejsce, i zrazu niczego nie dojrzał, ale nowy ruch znów przykuł jego uwagę. Tak, coś tam wyraźnie było i się poruszało. Malec ponowił skradanie. Był już coraz bliżej. Nagle go rozpoznał. To jeż. „Tylko jak go złapać przez te kolce” – zaczął się zastanawiać Olek. Nagle doznał olśnienia. „Mam pomysł. Przecież mam w plecaku reklamówkę. Zarzucę ją na jeża i zwierzątko wejdzie do środka.” Jak pomyślał tak zrobił. Pułapka się udała. Jeż z plastikową torbą nad sobą zaczął się szamotać i w końcu wszedł do środka. Olek prędko wpakował zdobycz do plecaka. Na szczęście pamiętał aby nie wiązać reklamówki i nie zamykać do końca plecaka, by jeżyk się nie udusił. W samą porę mu się udało, bo dziadek też szybko się sprawił przy jagodach i zaczynał go już szukać.

- No i jak szyszki. Uzbierałeś coś? – spytał chłopca.

- A tak było parę ładnych – skłamał Olek. Potem zaczął sobie coś nucić wesoło. „Pewnie jakieś ładne okazy zebrał i jest bardzo zadowolony” – pomyślał starszy pan. Wkrótce wrócili do domu.

- W samą porę – powitała ich babcia – Obiad mam gotowy. Siadajcie do stołu. Tylko najpierw obaj umyjcie ręce – upomniała ich obu.

- Zaraz wracam – krzyknął Olek i popędził do sadu.

- Gdzie on tak poleciał? – spytała babcia dziadka.

- Zbierał szyszki i pewnie chce ukryć swoje skarby – zaśmiał się jej mąż.

Po dłuższej chwili chłopiec wpadł do jadalni i zasiadł do stołu jak gdyby nigdy nic. Uśmiechnął się do obojga i zaczął spokojnie pałaszować swój obiadek.

**

Tymczasem w sadzie wszystko na krótko zamarło z wrażenia. Wszystko co latało, biegało, chodziło czy pełzało nagle zatrzymało się w wielkim zadziwieniu. Z kwietnika zaczęły dobiegać dźwięki dawniej nigdy tu nie słyszane. Coś jakby skomliło i płakało. Potem zapadła na krótko cisza, ale dziwne dźwięki w równych odstępach czasu znów zaczęły się powtarzać. Usłyszał je również Bejek, który wiedziony niepokojem pobiegł po przyjaciela.

- Kropelku, Kropelku! – zawołał Bejek – Obudź się szybciutko. Jakieś stworzenie dostało się chyba do drenu i strasznie płacze.

- Już wstaję – odkrzyknął skrzat, po czym szybkim susem wyskoczył ze swojego łóżeczka – Chodźmy – rzekł zaniepokojony. Po chwili stali już w pobliżu betonowego kręgu.

- Rzeczywiście – rzekł Kroplik – Coś strasznie jęczy i zawodzi, ale jak tu zajrzeć do środka? Ten krąg jest dla nas zbyt wysoki! Ale wiesz co Bejku, mam pomysł. Połóż się blisko kręgu. Ja wejdę na twój grzbiet, a potem ty wstaniesz i może mi się uda zerknąć poza krawędź.

Obaj szybko zrealizowali plan Kropelka. Skrzat na grzbiecie psa stanął wyprostowany i wychylił się przez betonową obręcz.

- Jest! – krzyknął – To jeżyk. Jak się tam znalazłeś przyjacielu? – spytał stworzenia. Jeżyk opowiedział mu swoją przygodę, a na koniec poprosił o pomoc i ratunek. Bardzo też mu się chciało pić, a chłopiec, który go tu umieścił, nie zostawił żadnego napełnionego naczynia. Kropelek zaraz spełnił jego prośbę i zaczął energicznie potrząsać czapeczką, z której spadł mały, rzęsisty deszczyk. Jeżyk stał pod ścianą z otwartym pyszczkiem i pił łapczywie. Kiedy już się poczuł lepiej, wróciła mu chęć do życia i z ufnością czekał na obiecaną pomoc. Skrzat i piesek zwołali okoliczne zwierzęta, ptaki i owady. Usiedli wszyscy pod najbliżej rosnącą przy kwietniku gruszą i zaczęła się narada całego sadu. Były prezentowane różne pomysły, ale żaden nie był na tyle dobry, by udało się uwolnić więźnia. Zmartwił się tym bardzo Kropelek. Spojrzał w zadumie na gruszę i nagle zaświtała mu w główce pewna myśl. Szybko przedstawił ją zgromadzonym i wszyscy równocześnie spojrzeli na drzewo. Grusza będąc świadkiem narady od razu pojęła o co chodzi. Zaszeleściła liśćmi z aprobatą i na znak zgody poruszyła najdłuższą swoją gałęzią. Pomysł był taki, aby gałąź drzewa obciążyć maksymalnie tak, by ugięła się i zanurzyła w drenie. Na samym jej końcu Kropelek wraz z Bejkiem zamocują połówkę wydrążonej dyni, z której skrzat często pił wodę. Tym razem dynia będzie pusta, a kiedy gałąź wraz z nietypowym obciążeniem znajdą się w środku betonowego kręgu, wpełźnie doń jeżyk. Jak uradzili, tak zrobili. Okazało się, że dynia to za mało aby obciążyć i przygiąć do ziemi gałąź. I tu pomogły zgromadzone ptaki, pszczoły, motyle i ważki, które usiadły jedno obok drugiego na konarze. Gałąź przygięła się wprawdzie ale to ciągle nie wystarczało. Zobaczył ich zmagania bociek z sąsiedniego sadu, który na wysokim słupie uwił sobie gniazdo i codziennie, uważnie badał okolicę. Potężne ptaszysko przysiadło na brzegu gałęzi gruszy i tak ją przeważyło, że końcówka z przymocowaną dynią wylądowała w środku kręgu. Jeżyk pisnął z radości i schował się do środka dyni. Na komendę Kropelka „- W górę!” wszystkie stworzenia poderwały się z gałęzi, a ta, uwolniona od ich ciężaru, niczym proca wystrzeliła. Jeżyk poleciał do góry i zaczął niebezpiecznie szybko opadać, ale grusza złagodziła to opadanie swoimi gałęziami i liśćmi tak, że zwierzątko bezpiecznie wylądowało na ziemi.

– Dziękuję wam, a przede wszystkim tobie skrzacie! – wykrzyknął jeżyk. – Nazywam się Szpileczka – dodał po chwili.

- Ja jestem Kropelek – przedstawił się skrzat – A to mój przyjaciel Bejek – wskazał merdającego ogonem pieska. – Pewnie jesteś głodny. Zapraszam do mojego mieszkanka. To tu, niedaleko w wydrążonym pniu – zachęcił Szpileczkę. Uczta była wyśmienita i najedzony, i zmęczony po całym dniu przygód, jeżyk usnął.

Od tej pory cała trójka bardzo się zaprzyjaźniła. Kropelek zaprosił Szpileczkę aby ten z nim zamieszkał, bo miejsca było dość, i szczęśliwy jeżyk chętnie na to przystał. I tu można byłoby bajkę skończyć ale musimy jeszcze rozprawić się z niegrzecznym chłopcem.

***

Tymczasem wypoczęty, najedzony i wyspany po obiedzie Olek, postanowił odwiedzić i pooglądać „swojego zwierzaka”. Udał się więc w głąb sadu w stronę betonowego kręgu. Zajrzał do środka ale niczego nie dojrzał. Zaczął odgarniać liście, ale jeżyka nie było. Pobiegł więc z powrotem do domu zrobić dziadkom awanturę.

- Gdzie jest mój jeż?! Dlaczego go wypuściliście?! Chce go z powrotem!!! – krzyczał tak, że aż się zrobił czerwony na buzi.

Dziadkowie bardzo się na niego zdenerwowali, tym bardziej, że nie mieli pojęcia o co ta cała awantura. Dziadek kazał mu wszystko od początku opowiedzieć i chłopiec przyznał się do porwania zwierzątka z lasu.

- Bardzo źle zrobiłeś Olku! Zabrałeś go do obcego miejsca, do więzienia. Stracił ukochany las, swój dom, może nawet rodzinę, i nawet wody ani jedzenia mu nie zostawiłeś! Nie wiem jak mu się udało uciec, bo jeże nie potrafią się wspinać, ale cieszę się, że się udało. A może zostawił gdzieś małe jeżyki, które zginą bez jego lub jej opieki! Pomyśl jak wiele szkód mogłeś uczynić!

Dopiero teraz chłopiec pojął w pełni całą sytuację i konsekwencje swojego czynu, i bardzo się przestraszył tego co zrobił.

- Dziadku, przepraszam – rozszlochał się malec - Ja już będę grzeczny. Nie skrzywdzę już żadnego zwierzątka i będę ci pomagał w domu i ogrodzie. I nazbieram ci cały kosz jagód, zobaczysz. Przyrzekam! – po czym wpadł w ramiona dziadka i babci i mocno się do nich przytulił.

Chyba ta nauczka nie poszła na marne, bowiem Olek bardzo się zmienił. Wyrzucił swoją procę, która była postrachem okolicy. Zaczął pomagać dziadkom w pracach domowych i porządkowych. A na leśne wyprawy z dziadkiem, zamiast plecaka, zaczął zabierać lornetkę by obserwować zwierzęta, słuchać odgłosów lasu i podziwiać piękno przyrody.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz