środa, 24 lutego 2010

Praca konkursowa #5: Demon

Demon
od Kanashimi

Idę przez ciemny, przerażający las, pogrążony w całkowitej ciszy. Wokół mnie nie znajduje się nic, oprócz wyschniętych na wiór drzew, trzeszczących przeraźliwie przy najlżejszym podmuchu wiatru. W pobliżu nie ma ani jednego żywego stworzenia, z wyjątkiem mnie, a jedynym źródłem światła jest księżyc, otoczony milionami gwiazd. Mimo, że jest pełnia i świeci on dość mocno, nie czuję ulgi. Wręcz przeciwnie, ogarnia mnie jakiś dziwny, niepohamowany strach oraz uczucie, że zdarzy się coś, co kompletnie odmieni moje dotychczasowe życie.

Zgubiłam się. Czuję, jak panika zaczyna mnie ogarniać. Co robić? Co robić?! Nie mam pojęcia, w jaki sposób znalazłam się w tym przerażającym miejscu. Każdy cień wygląda jak groźny stwór, który w każdej chwili może mnie zaatakować. Moja wyobraźnia podsuwa mi coraz to gorsze obrazy. Boję się. Strach zaczyna paraliżować moje kończyny, co sprawia, że coraz gorzej mi się idzie, jednak posuwam się naprzód, nie znając celu swojej wędrówki. Zmęczenie coraz bardziej daje o sobie znać, mięśnie pulsują tępym bólem.

Nagle zerwał się potężny wiatr, rozwiewając mi włosy i rozdymając ubranie. Drzewa zaczęły się niespokojnie kołysać. Wygląda to niczym dziki taniec, zwołujący potwory nie z tego świata. Dostałam gęsiej skórki i przyspieszam kroku, pragnąc jak najszybciej oddalić się z tego przerażającego miejsca. Poczułam na swojej skórze zimne krople, spojrzałam na niebo, zasnute czarnymi chmurami. Zaczął padać deszcz, sprawiając, że nagle zrobiło się bardzo ciemno. Szłam dalej po omacku, nie wiedząc dokąd zmierzam. Poczułam, że ktoś lub coś mnie obserwuje. Usłyszałam za sobą trzask łamanej gałęzi i podskoczyłam jak oparzona. Serce waliło mi jak młot, pompując ogromne ilości krwi. Krew... To na pewno tego chce ta istota. Moja wyobraźnia znowu podsunęła mi przerażające obrazy.

Czułam, że się zbliża. Postanowiłam przygotować się do ewentualnej walki. Wzięłam do ręki ostro zakończony kamień, z pewnością przyda się do obrony. Adrenalina zaczęła pulsować mi we krwi. Zacisnęłam palce na kamieniu i nasłuchiwałam, czekając na jakikolwiek odgłos. Nastąpiła chwila ciszy, w powietrzu czuć było napięcie i grozę. Niespodziewanie usłyszałam nieopodal ogłuszający, zwierzęcy ryk. Przerażona zaczęłam wrzeszczeć i uciekać, przy okazji upuszczając kamień, tym samym pozbywając się swojej jedynej broni. Poczułam, jak ziemia zaczyna się trząść pod ciężarem ogromnego cielska potwora. Gonił mnie. Zaczęłam biec najszybciej jak potrafię, jednak kroki zbliżały się do mnie w zastraszającym tempie. Wiedziałam, że nie mam szans w starciu z tak ogromną bestią. Jestem tylko bezsilnym człowiekiem. Poczułam na policzkach słone łzy. Nie chcę umierać! Jeszcze nie!

Spojrzałam przez ramię na odległość, jaka nas dzieliła i krzyknęłam jeszcze głośniej z przerażenia. Zobaczyłam ogromne, świecące ślepia, znajdujące się na wysokości około dwóch metrów. Potwór musiał być ogromny. Nie miałam już sił by biec, czułam że zwalniam. W końcu dopadł mnie i zatopił ostre szpony w moim zmęczonym ciele. Krzyknęłam po raz ostatni, tym razem z bólu i zanim zapadłam w wieczny sen usłyszałam głos... – Alicjo, zostajesz wybrana. Zasiądziesz po prawicy Szatana i będziesz razem z nim rządziła podziemnym światem.

Obudziłam się w dziwnym miejscu. Nie wiem ile czasu minęło od mojej śmierci. Brzęczało mi dziwnie w uszach, a światło oślepiało. Leżałam tak jeszcze przez chwilę, zastanawiając się nad sensem słów wypowiedzianych przez ten dziwny głos tuż przed moją śmiercią. Co to wszystko znaczy?

W końcu moje oczy przyzwyczaiły się do światła i mogłam dokładniej przyjrzeć się miejscu, w którym się znalazłam. Wyglądało to jak wielka komnata, taka jak były niegdyś w średniowieczu. Świecznik zawieszony na suficie, dający dużą ilość światła, skalne ściany, pokryte niemałą ilością gobelinów. Co jeszcze rzuciło mi się w oczy, to brak okna oraz staromodna komoda z dużym lustrem, która z miejsca przypadła mi do gustu. Leżałam na wielkim, wygodnym łożu z ogromnym baldachimem i mnóstwem poduszek.

Nagle za drzwiami usłyszałam szmer rozmów i przestraszyłam się nie na żarty. Zerwałam się z łóżka, pragnąc znaleźć jakieś miejsce, w którym mogłabym się schować, pozostając niezauważona, lecz zanim znalazłam odpowiednią kryjówkę drzwi komnaty uchyliły się i stanął w nich niesamowicie piękny mężczyzna. Zatkało mnie na jego widok. Nie czułam strachu, lecz jakieś dziwne mrowienie, rozchodzące się po całym moim ciele. Zdecydowanie nie spodobała mi się moja reakcja. Nieznajomy podszedł do mnie i wziął w palce niesforny kosmyk moich włosów, odkładając go na swoje miejsce. Miałam wrażenie, że serce zaraz mi eksploduje.

- Witaj Alicjo.-Powiedział spokojnym, głębokim głosem.- Zapewne zastanawiasz się, kim jestem i skąd się tu wzięłaś. Zatem pozwól, że wszystko ci wyjaśnię, ale zanim to nastąpi proszę, żebyś założyła na siebie coś bardziej odpowiedniego.

Dopiero teraz spostrzegłam, że miałam na sobie coś na wzór koszuli nocnej, z tym że była ona bardzo wyszukana. Czyżby jedwabna?

- Za tymi drzwiami- Tu wskazał ręką na prawo- znajduje się garderoba. Wybierz sobie jakieś odpowiednie ubranie.

To mówiąc wyszedł z komnaty, zamykając za sobą skrzypiące drzwi. Stałam tak chwilę, nie mogąc ruszyć się z miejsca. W końcu zebrałam się w sobie i poszłam w kierunku wskazanych przez niego drzwi. Otworzyłam je dość niepewnie, nie do końca przekonana do tego, co się za nimi znajduje. Jednak tak, jak powiedział nieznajomy była tam wielka garderoba, z ogromną ilością najróżniejszych sukni. Weszłam do środka i zaczęłam przemierzać całą jej długość, poszukując odpowiedniego dla siebie ubioru. W końcu znalazłam piękną, zieloną suknię, którą założyłam na siebie. Zauważyłam na ścianie wielkie, wiszące lustro i podeszłam do niego, chcąc sprawdzić, jak się w niej prezentuję. Wyglądałam wyśmienicie i zupełnie tak, jak za życia. Długie, delikatnie skręcone niemalże czarne włosy, oliwkowa cera i duże, zielone oczy. Tak, tak właśnie wyglądałam. Wyszłam z garderoby i ruszyłam w kierunku komody, chcąc delikatnie poprawić wygląd swojej twarzy. Wyszczotkowałam włosy i spojrzałam w lustro. Jest dobrze, powiedziałam w myślach. Wyszłam z komnaty, zamykając za sobą drzwi.

- Ślicznie ci w tej sukni.- Powiedział głos za moimi plecami. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam nieznajomego, opartego nonszalancko o ścianę.

- Dziękuję.- Odpowiedziałam niepewnie i zaczęłam się mu przyglądać, może troszkę zbyt nachalnie. Miał kruczoczarne włosy, sięgające ramion, zadbaną bródkę oraz oczy, które mnie przeraziły. Były krwisto czerwone, jarzące się w mroku korytarza. Uśmiechnął się, ukazując rząd równych, białych zębów.

- Zatem Alicjo, pozwól, że ci się przedstawię. Nazywam się Lucyfer. Jestem panem i władcą tego miejsca, a ty, moja śliczna, zostałaś wybrana na moją przyszłą małżonkę. Zasiądziesz po mej prawicy i będziesz razem ze mną rządzić Piekłem.- To mówiąc podszedł do mnie, uniósł w górę moją brodę i pocałował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz