****
Był... Zapewne od razu zapytacie: Kto?, a odpowiedź "On" Wam nie wystarczy.Tak więc proszę o cierpliwość, bo On naprawdę żył. Był.... Trudno jednoznacznie go określić, w sumie nikt go zbyt dobrze nie znał, ale to dlatego, że On lubił samotność. Nie żeby stronił od ludzi, jednak mimo swojego rozrywkowego charakteru i łatwości w zawieraniu znajomości, nie cenił żadnego człowieka tak wysoko jak swojego Dziadka. Cenił? Tak dokładnie, ponieważ na nikim w całym życiu nie zależało mu tak bardzo jak na staruszku. Czasem chodził na jego grób... Chodził? Nie to złe słowo, On raczej kuśtykał ze względu na wypadek z dzieciństwa. Już wtedy wiedział co chce robić w życiu. Wtedy po raz pierwszy zrobił coś z czego był naprawdę dumny...
****
Zaczęło się w przedszkolu. Był niski, szczupły patrząc na niego można by rzec, że pochodził z biednej rodziny, ale to nieprawda. Niemniej jednak jako jednemu z niewielu Jemu nie brakowało pieniędzy. Rodzice ciężko pracowali od najmłodszych lat mieszkał sam. Od najmłodszych.... Jego dzieciństwo nie było łatwe. Nie miał ani brata, ni siostry, rodziców nigdy nie było w domu, babcia umarła dawno temu na raka płuc, więc nawet jej nie pamiętał. Ale wiedział jedno, że zawsze możesz iść do dziadka, schorowanego staruszka, jednakże tak ukochanego jak nikt inny. Dziadek... Dziadunio... Uwielbiał staruszka, jego sterty zdjęć z II wojny światowej, kiedy to pracował w wywiadzie. Lubił także jego książki, szczególnie te o antycznych herosach, średniowiecznych rycerzach i feudalnych samurajach. Tak... To najchętniej robił u Dziadunia. Czytał...
Stąd właśnie w jego ledwie pięcioletnim móżdżku zagnieździła się myśl. Myśl, która towarzyszyła mu przez całe życie. Postanowił być dobry. Śmieszne prawda? "Być dobrym" Co to w ogóle ma znaczyć? Ano dokładnie nic innego niż sama nazwa wskazuje. I wtedy, gdy tak postanowił zdarzyło się coś co nigdy nie powinno. Dziadunio umarł... Chłopiec tylko leciutko załkał na wieść o tym. W sumie to i tak przejął się tym bardziej niż jego rodzice. Dziadunio na zawsze został z nim...
Po wyjściu z przedszkola swoje małe kroczki skierował w stronę najstarszej dzielnicy miasta. Nie, żeby interesował się architekturą, lecz po prostu wiedział, że to właśnie tam Go potrzeba. Skąd mógł to wiedzieć? Wniosek jest prosty: Mieszkało tam wiele starszych, schorowanych i samotnych osób. Wiedział, że są podobne do Dziadunia. Po prostu to wiedział. I jak się okazało miał rację...
Już po kilku krokach w tej dzielnicy dostrzegł przygarbioną staruszkę bezsensownie siłującą się z patykiem, który jakiś dzieciak włożył w szprychy jej roweru. Walczyła coraz bardziej i bardziej, aż w końcu zrezygnowana podniosła wzrok i zobaczył Jego. Niezrażony jej spojrzeniem podszedł i spytał:
- Czy przypadkiem nie potrzebuje pani pomocy?
Kobieta popatrzyła na Niego spode łba, zmierzyła, dokonała oględzin wyglądu, a nawet mogła powiedzieć ile ów dzieciaczek waży. Z niedowierzaniem bąknęła ciche:
-Taaa...
Na co chłopiec instynktownie wyciągnął scyzoryk Dziadunia, z którym nigdy się nie rozstawał i zaczął szamotać się z gałęzią. Drewno było twarde, ale wiedział, że staruszka na niego liczy, więc nie mógł się poddać. Naciskał, ciął, wyginał by po około 30-minutowej "walce" odnieść sukces. Staruszka widząc to niemalże podskoczyła z radości. Nie wiedziała jak mu dziękować, więc zaoferowała, że podwiezie go do domu. On odmówił. Odmówił także pieniędzy, jednak w starciu ze staruszką nie miał szans. Grzecznie podziękował i powolnym krokiem, ocierając pot z czoła, udał się w stronę domu. W myślach krążyła mu jedna myśl. Myśl o Dziaduniu. I o tym jak bardzo musi być z Niego teraz dumny. Tak to się zaczęło.
Stąd właśnie w jego ledwie pięcioletnim móżdżku zagnieździła się myśl. Myśl, która towarzyszyła mu przez całe życie. Postanowił być dobry. Śmieszne prawda? "Być dobrym" Co to w ogóle ma znaczyć? Ano dokładnie nic innego niż sama nazwa wskazuje. I wtedy, gdy tak postanowił zdarzyło się coś co nigdy nie powinno. Dziadunio umarł... Chłopiec tylko leciutko załkał na wieść o tym. W sumie to i tak przejął się tym bardziej niż jego rodzice. Dziadunio na zawsze został z nim...
Po wyjściu z przedszkola swoje małe kroczki skierował w stronę najstarszej dzielnicy miasta. Nie, żeby interesował się architekturą, lecz po prostu wiedział, że to właśnie tam Go potrzeba. Skąd mógł to wiedzieć? Wniosek jest prosty: Mieszkało tam wiele starszych, schorowanych i samotnych osób. Wiedział, że są podobne do Dziadunia. Po prostu to wiedział. I jak się okazało miał rację...
Już po kilku krokach w tej dzielnicy dostrzegł przygarbioną staruszkę bezsensownie siłującą się z patykiem, który jakiś dzieciak włożył w szprychy jej roweru. Walczyła coraz bardziej i bardziej, aż w końcu zrezygnowana podniosła wzrok i zobaczył Jego. Niezrażony jej spojrzeniem podszedł i spytał:
- Czy przypadkiem nie potrzebuje pani pomocy?
Kobieta popatrzyła na Niego spode łba, zmierzyła, dokonała oględzin wyglądu, a nawet mogła powiedzieć ile ów dzieciaczek waży. Z niedowierzaniem bąknęła ciche:
-Taaa...
Na co chłopiec instynktownie wyciągnął scyzoryk Dziadunia, z którym nigdy się nie rozstawał i zaczął szamotać się z gałęzią. Drewno było twarde, ale wiedział, że staruszka na niego liczy, więc nie mógł się poddać. Naciskał, ciął, wyginał by po około 30-minutowej "walce" odnieść sukces. Staruszka widząc to niemalże podskoczyła z radości. Nie wiedziała jak mu dziękować, więc zaoferowała, że podwiezie go do domu. On odmówił. Odmówił także pieniędzy, jednak w starciu ze staruszką nie miał szans. Grzecznie podziękował i powolnym krokiem, ocierając pot z czoła, udał się w stronę domu. W myślach krążyła mu jedna myśl. Myśl o Dziaduniu. I o tym jak bardzo musi być z Niego teraz dumny. Tak to się zaczęło.
****
Któż zdoła opowiedzieć dokładnie...
Jego mieszkanie stawało się coraz brudniejsze, bardziej śmierdzące. Miał pieniądze, miał ich mnóstwo, ale nienawidził ich. To przez nie Jego rodzina była taka, a nie inna. Rozdał już większość. Nie korzystał z nich. Zdarzało się, że nic nie jadł. Głodował. Usychał z pragnienia. Był szczęśliwy. Był dobry. Czytał gazety, słuchał radia na Dworcu. Wiedział co się dzieje. Słyszał huki bomb, strzały z pistoletów, salwy artyleryjskie. Mimo że to wszystko działo się tak daleko, Jego serce drżało na samą myśl co też tam się dzieje. Jak Bóg może pozwalać na takie bestialstwo. Zmierzch się zbliżał, a On siedział nad Rzeką i patrzył na zachodzące Słońce. Takie czerwone jak krew zamordowanych Palestyńczyków, Izraelczyków, Irakijczyków, Afgańczyków.... Niby dzieli ich tak wiele... Ale czy na pewno? W imię czego przelewana jest ich krew? Wujek Sam jest zły trzeba wybić kilku „brudasów”, by opanować jego gniew? Czy to żądza pieniądza robi z nich zwierzęta. Zamknięty we własnym świecie rozmyślań zasnął...
****
Było słoneczne niedzielne południe. Ludzie ruszali się jak muchy w smole. Pisk opon, krzyk dziecka i młody mężczyzna na środku drogi, trzymający wózek, który już-już znajdował się przed maską rozpędzonego Audi Q7.
Kto to? Skąd on się tam wziął? Znacie go? Te i tym podobne myśli nasuwały się tłumowi, który zebrał się w ciągu zaledwie kilku minut.
Co to za zamieszanie?! - warknął policjant z sumiastym wąsem.
Odpowiedź nadeszła tak nagle, że Stróż Prawa niemalże się potknął o własne, nieco przydługie spodnie. Zdążył wyłapać słowa „samochód”, „dziecko”, „wózek”, kilka „o Boże!” i jedno, które nie komponowało się w żadnym stopniu z innymi „przystojniak”.
Jednak pracując blisko 12 lat w mundurze przywykł do takich reakcji ludzi na nawet najlichsze wydarzenia. Jednakże dzisiaj doznał pewnego rodzaju szoku. Widząc mężczyznę leżącego na środku ulicy kurczowo ściskającego maleńki wózek do swojej piersi. Usłyszał cichutki płacz. Wtedy przyjrzał się temu dziwnemu facetowi...
To był On...
W sumie to ciągle jest. Doskonale pamięta tę twarz, której błagalne spojrzenie i piskliwy głosik prosiły, by więcej tego nie robił. Nigdy Go nie słuchał. Sądził, że chce mu popsuć zabawę, bo przecież głowa w muszli klozetowej to najśmieszniejsza i najciekawsza rzecz jaką można w życiu robić. I teraz znowu Go widzi. Wyśmiewany i poniżany przez niego, nie złamał się był dobry. Policjant przez te 12 lat ciągle się uczył co to znaczy, a On miał to we krwi. Myśli policjanta zbiegły się w jeden wielki nurt „To On!” i z przerażeniem podszedł, gdyż jako Stróż Prawa musiał spisać zeznania. Przepychał się dobre 2-3 minuty nim dotarł do centrum zamieszania.
„Klaskający tłum potrafi być gorszy niż czołgi na poligonie”- żachnął, odpychając kolejnych ludzi i kolejnych- „Z tą różnicą, że czołg nie śmierdzi potem”.
Kto to? Skąd on się tam wziął? Znacie go? Te i tym podobne myśli nasuwały się tłumowi, który zebrał się w ciągu zaledwie kilku minut.
Co to za zamieszanie?! - warknął policjant z sumiastym wąsem.
Odpowiedź nadeszła tak nagle, że Stróż Prawa niemalże się potknął o własne, nieco przydługie spodnie. Zdążył wyłapać słowa „samochód”, „dziecko”, „wózek”, kilka „o Boże!” i jedno, które nie komponowało się w żadnym stopniu z innymi „przystojniak”.
Jednak pracując blisko 12 lat w mundurze przywykł do takich reakcji ludzi na nawet najlichsze wydarzenia. Jednakże dzisiaj doznał pewnego rodzaju szoku. Widząc mężczyznę leżącego na środku ulicy kurczowo ściskającego maleńki wózek do swojej piersi. Usłyszał cichutki płacz. Wtedy przyjrzał się temu dziwnemu facetowi...
To był On...
W sumie to ciągle jest. Doskonale pamięta tę twarz, której błagalne spojrzenie i piskliwy głosik prosiły, by więcej tego nie robił. Nigdy Go nie słuchał. Sądził, że chce mu popsuć zabawę, bo przecież głowa w muszli klozetowej to najśmieszniejsza i najciekawsza rzecz jaką można w życiu robić. I teraz znowu Go widzi. Wyśmiewany i poniżany przez niego, nie złamał się był dobry. Policjant przez te 12 lat ciągle się uczył co to znaczy, a On miał to we krwi. Myśli policjanta zbiegły się w jeden wielki nurt „To On!” i z przerażeniem podszedł, gdyż jako Stróż Prawa musiał spisać zeznania. Przepychał się dobre 2-3 minuty nim dotarł do centrum zamieszania.
„Klaskający tłum potrafi być gorszy niż czołgi na poligonie”- żachnął, odpychając kolejnych ludzi i kolejnych- „Z tą różnicą, że czołg nie śmierdzi potem”.
W końcu dotarł spojrzał mu w oczy. Te które tak bezkompromisowo znieważał. Niegdyś szaroniebieskie, obojętne, dziś zielone, pełne nadziei. Nadziei, którą Policjant mógł dostrzec gołym okiem. Wiedział, że On chce uratować świat przed gnuśnością. On go poznał. Od początku domyślał się kim jest ten Policjant, ale gdy się odezwał w Jego głosie nie brzmiała kąśliwość czy też sarkazm, a spokój i dobroć emanowały z każdego słowa...
- Witaj Kolego. – powiedział beztrosko.
Policjant nie wiedział co ma robić. Wyciągnął więc rękę, by pomóc wstać bohaterowi całego zdarzenia. Już miał wyciągnąć notatnik spisać zeznanie, ale zamiast tego zrobił coś czego nigdy nie odważył się w szkole. Zapłakał. Tłum zaczął się śmiać, jednak nie zważał na to i nie przestawał. Jego szloch urwał się równie nagle, jak się zaczął. A to za sprawą Jego dotyku. Powiedział do Policjanta te słowa:
- Nie płacz Przyjacielu, nie jestem pamiętliwy, ani złośliwy, a całe zło, które mi wyrządziłeś już dawno Ci przebaczyłem.- po tych słowach uśmiechnął się, oddał wózek z dzieckiem niefortunnej matce i objął Policjanta przyjacielskim uściskiem.
Stróż Prawa nie wiedział co się dzieje i tylko cichutko wyszeptał: „dziękuję”...
- Witaj Kolego. – powiedział beztrosko.
Policjant nie wiedział co ma robić. Wyciągnął więc rękę, by pomóc wstać bohaterowi całego zdarzenia. Już miał wyciągnąć notatnik spisać zeznanie, ale zamiast tego zrobił coś czego nigdy nie odważył się w szkole. Zapłakał. Tłum zaczął się śmiać, jednak nie zważał na to i nie przestawał. Jego szloch urwał się równie nagle, jak się zaczął. A to za sprawą Jego dotyku. Powiedział do Policjanta te słowa:
- Nie płacz Przyjacielu, nie jestem pamiętliwy, ani złośliwy, a całe zło, które mi wyrządziłeś już dawno Ci przebaczyłem.- po tych słowach uśmiechnął się, oddał wózek z dzieckiem niefortunnej matce i objął Policjanta przyjacielskim uściskiem.
Stróż Prawa nie wiedział co się dzieje i tylko cichutko wyszeptał: „dziękuję”...
****
Stał się wzorem do naśladowania. Często odwiedzał przedszkola i podstawówki, by dać tym obcym dzieciom to czego sam nie miał, wsparcie. Starał się nawet o posadę pedagoga szkolnego jednak z powodu braku odpowiednich kwalifikacji, nie udawało mu się to.
Wszystkie lokalne gazety piały na wieść o bohaterskim obrońcy dzieci. Nieprzychylnie wyrażały się jednak o matce, która mogła doprowadzić do tragedii. Czytał te bzdury. Wiedział, że to ludzka rzecz popełnić błąd. Ona potrafiła się do niego przyznać i dlatego oddał jej maleństwo. Prasa nic nie wie o nim ani o jego rodzinie. Odetchnął z ulgą.”Dzięki Bogu nie wypytują mnie o całe moje życie” - pomyślał. Pomimo szumu medialnego wokół siebie nic ani nikt nie ingerował w Jego życie. To była prawda. Mimo iż okrzyknięto Go bohaterem, wciąż żył jak normalny człowiek. Chodził do swojego ulubionego, osiedlowego sklepiku, pomagał staruszkom, dzieciom, znajdowane rzeczy oddawał do biura rzeczy znalezionych.
Wszystkie lokalne gazety piały na wieść o bohaterskim obrońcy dzieci. Nieprzychylnie wyrażały się jednak o matce, która mogła doprowadzić do tragedii. Czytał te bzdury. Wiedział, że to ludzka rzecz popełnić błąd. Ona potrafiła się do niego przyznać i dlatego oddał jej maleństwo. Prasa nic nie wie o nim ani o jego rodzinie. Odetchnął z ulgą.”Dzięki Bogu nie wypytują mnie o całe moje życie” - pomyślał. Pomimo szumu medialnego wokół siebie nic ani nikt nie ingerował w Jego życie. To była prawda. Mimo iż okrzyknięto Go bohaterem, wciąż żył jak normalny człowiek. Chodził do swojego ulubionego, osiedlowego sklepiku, pomagał staruszkom, dzieciom, znajdowane rzeczy oddawał do biura rzeczy znalezionych.
Był dobry...
****
Był, a teraz Go brak....
To stało się w ułamkach sekund. Spokojnym krokiem jak zwykle oddalał się w stronę domu. Grzecznie stanął przy przejściu, poczekał na zielone, postawił trzy kroki i potem to się stało. On był...
Był dobry przez całe swoje życie.
Był sobą.
Kochał życie.
Na Jego grobie Policjant wyryła te oto słowa: „On, który kochał wszystkich ludzi.
Niech spoczywa w spokoju”
Był dobry przez całe swoje życie.
Był sobą.
Kochał życie.
Na Jego grobie Policjant wyryła te oto słowa: „On, który kochał wszystkich ludzi.
Niech spoczywa w spokoju”
****
Dzisiaj już nikt o nim nie pamięta. Mogiła zarosła, liście na niej gniją. To niedobrze że nikt Go nie wspomina, a przecież był dobry. Dzieci w szkołach uczą się o Napoleonie, Hitlerze, Stalinie, Mao Tse-tung'u, a o Nim nie wspomina się nawet słowem. On, który poświęcił całe swe życie pomocy innym.
To już nieważne. Liczy się to, że On był, a my, choć nieliczni, pamiętamy...
Utwór ku czci wszystkich Nam
bliskich, którzy nas opuścili...
To już nieważne. Liczy się to, że On był, a my, choć nieliczni, pamiętamy...
Utwór ku czci wszystkich Nam
bliskich, którzy nas opuścili...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz