niedziela, 28 marca 2010

Praca konkursowa #20: Unnamed

Unnamed
od Spell

Sędzia weszła do sali i usiadła na swoim „tronie” spoglądając na Renee. Zapadła cisza.
- Sędzia wydał wyrok. - Wzięłam głęboki wdech. - Oskarżona jest winna. Renee Marie Gingee, oskarżona jesteś o uprawianie zakazanej magii, odprawadzaniu rytuałów w imię złych duchów, kradzież zwojów przeznaczonych dla Strażników oraz za zabicie jednego z ludzi Rady. Jutro miał odbyć się pojedynek między tobą a twoją siostrą. Niestety wybór na Strażnika nie odbędzie się. Panno Gingee, zostajesz oddalona ze szkoły magii, a Rada Założycieli skazuje cię na najgorszą z kar. Karę Śmierci. Dzisiejszej nocy odbędzie się egzekucja. - w tej chwili na sali słychać było pomruki zdziwienia. - Odprowadzić więźnia. - do Renee podeszli dwaj strażnicy. Chwycili ją za łokcie i wyprowadzili z sali. Widziałam, że dziewczyna uśmiecha się. Dopiero w tym momencie wypuściłam powietrze z płuc. A więc Renee zginie. Dzisiaj wieczorem.
- Możecie opuścić sale. - Skierowałam się w stronę wyjścia. Wieczorem nasz plan wejdzie w życie. Mam nadzieję, że teraz nic nie pójdzie źle.

Była dziewiąta wieczorem. Egzekucja miała odbyć się o północy. Rozejrzalam się po korytarzu. Nikt nie idzie. Jeszcze raz sprawdziłam, czy wszystko co potrzebne mam w torbie i ruszyłam do strażników, stojących koło wejścia.
- Wstęp wzbroniony - powiedział jeden z nich.
- Mi wolno. Siostra. - odpowiedziałam.
- Dane? - zapytał drugi.
- Raven Medea Gingee - pierwszy strażnik zmierzył mnie wzrokiem.
- Co masz w torbie??
- Nic strasznego. Wodę i zioła. - jeszcze raz przejechał po mnie wzrokiem.
- Możesz wejść. Ostatni „pokoik”. - na końcowe słowo dwaj strażnicy zaśmiali się.
Przeszłam koło strażników, ocierając się biodrem o klucz pierwszego i ruszyłam korytarzem zatrzymując się koło ostatniej celi. Renee siedziała skulona w kącie celi. Jej czarne loki opadały na twarz, zasłaniając błękitne oczy.
- Renee - szepnęłam. Dziewczyna gwałtowanie poderwała głowę i spojrzała mi w oczy.
- Raven - podeszła na klęczkach do krat celi - Masz to co trzeba?
Kiwnęłam głową na znak potwierdzenia. Złączyłam ze sobą dwa palce wskazujące, a kciuki i palce środkowe razem, tworząc coś podobnego do piramidy. Wypowiedziałam szeptem formułkę zaklęcia i zaraz w mojej dłoni pojawił się klucz, który wisiał wcześniej przy pasie strażnika. Uśmiechnęłam się do Renee i wsadziłam klucz do zamka, otwierając cele. Dziewczyna wyszła i spojrzała na mnie pytająco.
- Prosta teleportacja - złączyłam palce w ten sam znak i odesłałam klucz na swoje miejsce - To gdzie teraz?
- Do naszego pokoju - odpowiedziała Renee zakładając luźny kosmyk czarnych włosów za ucho. Kiwnęłam głową. Złączyłam kciuki i palce wskazujące tworząc romb. Skupiłam się na pokoju moim i mojej siostry. Po chwili w środku rombu utworzonego z moich palców pojawiła się świecąca iskierka. Puściłam ją pomiędzy mnie i Renee. Nagle iskierka rozbłysła i znalazłyśmy się w naszym pokoju. Spojrzałam z uśmiechem na moją siostrę.
- Ładnie. A teraz gdzie jest księga którą schowałaś przed Radą? - zapytała rozglądając się po pokoju.
- Tam gdzie ostatni raz ją widziałaś. W komodzie. - Renee kiwnęła głową.

Rozumiejąc przesłanie podeszłam do mebla z czarnego drewna i pociągnęłam za ozdabianą rączkę. Przede mną była wielka księga z cudownym napisem: „Księga magii Zakazanej”. Wzięłam ją w obie ręce i wstałam podając ją mojej siostrze.

- Dobrze. Teraz trzeba zrobić krąg. - Renee otworzyła książkę na którejś stronie - Masz białą roszparę?
- Tak i jeszcze czerwony grint, niebieski ogień i srebrną margionę. - Renee skinęła głową.
- A więc, wiesz chyba co robić, skoro przeczytałaś całe zaklęcie. - poczułam, że mam rumieńce na twarzy.
- No bo…
- Dobra, nic nie mów. Rób. - skinęłam głową. Podeszłam do mojej skurzanej torby. Wyjęłam z niej dwa flakoniki z czerwonym i białym proszkiem oraz białą kredę. Przeszłam na środek pokoju, rysując małe kółko, by oznaczyć środek kręgu. Następnie zaczęłam robić trochę większy okrąg wokół mniejszego, a później jeszcze większy. Odstawiłam kredę na bok. Wyjęłam korek z jednego z flakonów i zaczęłam rozsypywać biały proszek wzdłuż największego okręgu. Gdy najdalsza bariera była gotowa, odkorkowałam drugi flakonik, rozsypując czerwony grint wzdłuż najmniejszego z kręgów. Spojrzałam pytająco na Renee, lecz ona czytała jakieś zaklęcie, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, co robię. Westchnęłam i podeszłam znów do mojej torby, odkładając pojemniki z proszkami na swoje dawne miejsce. Chwyciłam za probówkę z niebieskimi granulkami. Stanęłam w środku kręgów i już miałam narysować pierwszy znak, gdy Renee krzyknęła:
- CO TY ROBISZ?! Tutaj miała być srebrna marniona, nie niebieski ogień!!!
- Ale… w tej księdze było napisane, że…
- Pomyliłaś się! Napisali coś zupełnie innego. Masz użyć srebrnej margiony i tyle. - znów wetknęła nos w książkę.

Wzruszyłam ramionami, odłożyłam flakon do mojej torby, chwyciłam przemielony, srebrny pyłek i ruszyłam do kręgu. Zabrałam się za robienie run. Pierwszą jaką zrobiłam była Berkana. Jej symbol to coś podobnego do litery „B”, po drugiej stronie kręgu zrobiłam taki sam znak. Symbolizowały one, że ja i Renee jesteśmy rodziną. Następnie po prawej stronie usypałam runę Gebo. Symbolizującą wymianę. Był to „X”. Naprzeciwko runy Gebo wysypałam coś na pozór przypominające „Z”. Znak ten oznaczał przemianę, a runa ta nosiła nazwę Eihwaz. Kiedy już skończyłam, spojrzałam za okno, zaraz miała być północ. Podeszłam do Renee.
- Wszystko gotowe - powiedziałam.

Dziewczyna spojrzała na okrąg i kiwnęła głową. Następnie podeszła do parapetu, zdjęła dwie świeczki i ustawiła je naprzeciwko siebie, koło znaków Berkana. Zaraz po tym wypowiedziała zaklęcie, zakręciła palcem ósemkę i knoty świec zapaliły się.
- Siadaj - powiedziała usadawiając się koło świecy z księgą na kolanach. Usiadłam naprzeciwko niej. Renee uśmiechnęła się z iskrą w oku i zaczęła czytać zaklęcie. W połowie usłyszałam nie te słowa. To nie było to zaklęcie. Chciałam coś krzyknąć, by Renee przestała, ale było za późno. Skończyła. Nagle okno otworzyło się z trzaskiem, iskierki ognia na knotach zgasły, a we mnie uderzyła fala zimnego powietrza. Zasłoniłam twarz ręką. To wszystko tak samo nagle jak nadeszło, ucichło. Odsunęłam rękę od twarzy. Nagle moja dusza wyleciała z ciała. Poleciała do sufitu, gdzie prawie zderzyła się z duszą mojej siostry. Kierunek zmienił się, zobaczyłam ciało Renee, a później byłam w niej. W następnej chwili wszystko pokryła ciemność.

Otworzyłam oczy. Byłam w pokoju, w którym odprawiałyśmy rytuał razem z moją siostrą. Rytuał wymiany ciał. Plan był prosty. Renee miała zamienić się ciałem z jakąś istotą i żyć, ale pod inną postacią. Spojrzałam na miejsce gdzie ostatni raz widziałam dziewczynę. Nie było jej. Rozejrzałam się po pokoju. Nic.
- Renee? Renee nie wstydź się, na pewno nie wyglądasz aż tak źle. - krzyknęłam licząc na odpowiedź.
- Owszem, wyglądam lepiej niż myślisz - spojrzałam w stronę skąd pochodził głos. Moje oczy rozszerzyły się. Stałam tam, w lustrze. Ale to nie mogłam być ja… ja byłam TU. Podeszłam do dziewczyny, wyglądającej tak jak ja. Proste, czarne włosy do połowy pleców, błękitne, duże oczy, wydatne kości policzkowe i pełne różowe usta. Przyłożyłam rękę do lustra.
- Kim ty jesteś? - zapytałam. Postać wybuchła śmiechem.
- Renee w twoim ciele. - nagle obrazy wróciły. Moja dusza i dusza Renee… zamiana ciał… krąg… świece.
- ZAMIANA BLIŹNIACZYCH CIAŁ?! - wrzasnęłam. Dziewczyna znów się roześmiała, ale to był mój śmiech.
- No bo przecież nie mów, że nie zorientowałaś się, kiedy mówiłam inne zaklęcie. Tak Raven, zamiana bliźniaczych ciał, a cóżby innego? Przecież twoje ciało jest ledwo co używane, nie jesteś na czarnej liście, ani nigdy w życiu nie popełniłaś żadnego przestępstwa. Ciało cud-miód, nieprawdaż? Pokręciłam głową.

- Niemożliwe… nie mogłaś… jak ty? - nagle w mojej głowie pojawiło się innego rodzaju problem - Jeżeli ty Renee, jesteś tam… to gdzie ja jestem?
- Po drugiej stronie lustra, a gdzie? - zapytała oglądając teatralnym gestem MOJE paznokcie – Raven, nie miałam serca cię zabić, dlatego wsadziłam cię na drugą stronę. Nie zauważyłaś, że wszystko zamiast po prawej, masz po lewej stronie? Jesteś odbiciem w lustrze. Jesteś w MOIM DAWNYM ciele.
- Nie miałaś serca mnie zabić? Nie miałaś serca…
- No jeżeli jeszcze żyjesz, to chyba nie. A teraz przepraszam, wołają mnie. Bo TY uciekłaś z więzienia - i znów zaśmiała się swoim nowym, pięknym śmiechem – Aha, prawie zapomniałam. - Renee podeszła do półki koło łóżka i wzięła do ręki metalowe pudełko z wyrytym moim imieniem na wieczku. Następnie podrzuciła nim parę razy. - Będzie się nadawać. - a później rzuciła nim w lustro, które rozbiło się na milion kawałków.
- NIE! – krzyknęłam, ale to było na nic. Całe szkło upadło na podłogę w pokoju. Zostawiając mnie samą w ciemnościach. Rzuciłam się na odłamki szkła, próbując je złożyć z powrotem. Ale odłamków były miliony. Żeby je wszystkie złożyć, potrzeba by było lat. Spojrzałam jeszcze raz na odłamki lustra, w których odbijała się twarz Renee. Teraz to była moja twarz. Może miałam inne ciało, ale nie dusze. Zaczęłam układać odłamki jak puzzle, planując moją zemstę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz