
"Pułapka" (w oryginale "The Box") jest filmem reżyserii Richarda Kelly'ego opartej na powieści "Button, Button" z 1970 roku Richarda Mathesona. Opowieść dzieję się w Anno Domini 1976 i kręci się wokół Arthura (w tej roli James Mardsen) i Norma'y (Cameron Diaz) Lewisów, średniozamożnej rodziny z Virginii. Historia zaczyna się, gdy wczesnym rankiem śpiącą rodzinkę budzi dzwonek do domostwa. Na miejscu zastają tylko odjeżdżający samochód i paczkę leżącą pod drzwiami. Zawartość pakunku stanowi pozornie nic nieznaczące urządzenie. Do czasu... Państwo Lewis borykają się z finansowymi problemami. Arthur, inżynier NASA oblewa psychologiczną część egzaminu rekrutacyjnego do programu astronautów, natomiast Norma, z zawodu nauczycielka dowiaduje się o podwyżce czesnego ich syna - Waltera. Obydwa zrządzenia losu poznajemy w pierwszym dniu obcowania z bohaterami. Beznadziejną sytuację materialną zdaje się odmienić tytułowe pudełko.
Późnym popołudniem przebywającą w domu Norma'ę nawiedza postać prosto z psychologicznego horroru - seryjny morderca-gwałciciel, a tak na prawdę... Noo, postać również robiąca nieciekawe wrażenie. Bo jak określić osobę z brakującą połową twarzą? Jegomość, elegancko ubrany swoją drogą, przedstawia się jako Arlington Steward i na wejściu informuje o swoim powiązaniu z tajemniczym pudełkiem. Zaproszony do domu zaczyna tłumaczyć działanie zawartości paczki, tak zwanego "urządzenia przyciskowego". Naciśnięcie przycisku powoduje dwie następujące czynności. Po pierwsze, ginie człowiek nieznany osobom używającym obecnie urządzenia. Po drugie, persony odpowiedzialne za śmierć owej osoby dostaję milion dolarów. Nie zagłębiając się w szczegóły napomknę jedynie, że państwo Lewis, a jakże, ostatecznie korzystają z urządzenia. Następstwa są dokładnie takie same, o jakich mówił Steward, a rodzina wplątuje się w ogromną intrygę, natomiast sprawa zdaje się mieć co najmniej trzy ukryte dna.
Dżyzys Krajst, zawiła ta fabuła. Proszę nie zwalać winy na moje problemy z klarowną wypowiedzią, cały film jest bardziej pokręcony niż rodzinne stosunki Ridge'a Forrestera ("Moda na sukces"). Jest to wielki plus pozycji. Należy ją obejrzeć kilka razy, aby dogłębnie wyłapać jej wszelkie drobnostki. Prima Aprilis! Właśnie skłamałem. Pokręcenie z poplątaniem to wielka wada produkcji. Masa wątków zawartych w niecałych stu dwudziestu minutach jest zdecydowanym nadmiarem, występuje tu wiele niejasności i niedopowiedzeń. Masa wydarzeń została wlepiona na siłę, wyjątkowo ciężko wyjaśnić jakikolwiek sens ich bytu w filmie. Znaczna część tytułu mogła zostać wycięta, pozycja zyskałaby na niej na prawdę sporo.
Zmiana tematu. Oprawa muzyczna. To była tu takowa? Być może, ale jedynie "incognito". Na prawdę, pozycja nie posiada chyba żadnej ścieżki dźwiękowej, nie doszukałem się nawet akompiamentu jakichkolwiek instrumentów. Jeśli sfera audio, dziwnym trafem losu zagościła w produkcji, to bez skrupułów wręczyłbym jej order za bezpłciowość i niezauważalność. Dla mej osoby i, jak domniemam, lwiej części widowni dźwiękowa strona filmu po prostu nie istniała.
"Pułapka" została całkowicie zjechana przez krytykę. Próba stworzenia dzieła ambitnego, skłaniającego do refleksji skończyła się fiaskiem. Głównie przez wspominaną już masę niepotrzebnych wątków, które w oryginalnej powieści nie miały miejsce. Zdradzę, tylko że udział w owych wątkach mają siły nadprzyrodzone i zupełnie nie wiem , co one tu robią. Efekt zagubienia gwarantowany. Cegiełkę do porażki filmu dokładają także główni bohaterowie. Motywy ich działań są wyjątkowo naiwne, a i ich poczynania budzą wiele kontrowersji.
Nadszedł czas na podsumowanie tytułu i osobisty komentarz dotyczący produkcji. Muszę przyznać, że po części muszę utożsamić się z opiniami większości. Film zawiera wiele niezrozumiałych i niepotrzebnych wątków, zakończenie można wywnioskować po pół godzinie widowiska. Końcem końców odbieram ją, jednak jako udaną pozycję. Tytuł wzbudził we mnie emocje odmienne od zażenowania. Zakończenie, choć dla osób z żyłką detektywa potrafi być przewidywalne, również solidnie na mnie zadziałało. Film obejrzeć warto, nawet jeżeli nie przypadnie do gustu, zawsze jest to ciekawe doświadczenie. Dzieło miało zadatki na pozycję ambitną, jednak diler reżysera wyjątkowo aktywnie działał w trakcie kręcenia, stąd wiele niezrozumiałych udziwnień.
Autor: PiecQa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz