czwartek, 1 kwietnia 2010

Praca konkursowa #35: Paladyni


Czerwona tarcza słońca chyli się ku zachodowi, gdzie na linii horyzontu rośnie gęsty las. Na wschodnim krańcu widnokręgu połyskują białe czapy śniegu kryjące szczyty monumentalnych gór w niższych partiach gęsto porośniętych tajgą. Przez zielone pagóry pastwisk maszerują w milczeniu czterej mężczyźni. Odziani w błyszczące płytowe zbroje. Każdy z nich w lewe ręce niesie szeroką tarczę, w prawej tobołek z ekwipunkiem a u pasa pochwę z sięgającym do połowy łydki mieczem. Ze szczytu kolejnego wzniesienia ujrzeli szeroką dolinę a w niej wioskę nad rzeką okalającą wstęgą wzgórza, które właśnie przebyli.

- Oto cel naszej podróży – odezwał się jeden z nich – w końcu chwila wytchnienia po dwudziestu dniach marszu.

Zachodząc z wzgórza przeszli przez bramę, minęli pierwsze zagrody z trzodą i doszli do drewnianych chatek krytych trzciną. Zza uchylonych drzwi przyglądały im się ciekawie dzieci. Wieśniacy witali ich skinieniem głowy patrząc z podziwem oraz nieco strachem. Naprzeciwko wyszedł jeden z nich. Zatrzymali się przednim. Przy ponad dwumetrowych wojownikach wyglądał jak dziecko.

- Witajcie mężni Paladyni – powitał przybyszów – jestem Maciej sołtys wioski. Słyszeliśmy wiele pogłosek o wyczynach Zakonu Paladynów. Cieszymy się, że odpowiedzieliście na nasze wezwanie. Chodźmy do gospody opowiem na czym polega problem.

- Witaj Macieju. Jestem Albert. Moimi towarzyszami są Dariusz, Michał i Edward.

Grupa Paladynów weszła za swym przewodnikiem do drewnianego budynku z bielonymi ścianami. Gospoda okazała się największym budynkiem w wiosce, zaraz po młynie, którego drewniane łopaty koła powoli obracała siła rzeki po przeciwnej stronie dziedzińca. Wewnątrz gospody panował półmrok. Obszerną salę oświetlał płomień z kamiennego paleniska. Usiedli wszyscy razem przy długim dębowym stole. Sołtys poprosił karczmarza o poczęstunek dla gości.

- W czym tkwi problem? – spytał Albert siedzącego naprzeciw Macieja.

- Od dłuższego czasu dochodziły nas wieści o napadach orków z południa. Atakowane były wsie coraz bliżej nas. Trzy tygodnie temu na południowych pastwiskach zaginą pasterz z naszej wsi wraz z całą hodowlą. Wtedy postanowiliśmy was wezwać. Spodziewamy się, że atak może nadejść lada dzień.

- W porządku. Michał wyruszy na zwiad po okolicy. Będziemy wiedzieć kiedy spodziewać się napaści. Pozostali chcieli by odpocząć.

- Właściciel gospody przygotował już pokój dla was.

Michał opuścił gospodę. Maciej poprowadził pozostałych paladynów na piętro gospody.

- Gdy was zobaczyłem ucieszyłem się, że nadszedł ratunek, ale też trochę rozczarowałam. Orkowie mogą być liczni a was jest tylko czwórka…

- Oceniać nas będziesz mógł dopiero po wykonaniu zadania. Dowiedziemy swej wartości.

Sołtys opuścił gospodę. Paladyni weszli do swojego pokoju, odłożyli ekwipunek, zdjęli zbroje i położyli się na pryczach by wypocząć czekając na wieści zwiadowcy.

Kilka godzin później rycerzy obudziły głośne kroki ciężkich butów na drewnianej podłodze. Do pokoju Wszedł Michał.

- Zlokalizowałem orków! Przemieszczają się szybko w kierunku wioski. Atak nastąpi jeszcze tej nocy.

- Ilu ich jest? – spytał Dariusz

- Około sześćdziesięciu

- Niedobrze – powiedział Albert zakładając zbroję – W zwartym szyku dalibyśmy im radę, ale pewnie okrążą wioskę i zaatakują z kilku stron. Najważniejsze jest bezpieczeństwo wieśniaków. Trzeba porozmawiać z sołtysem.

Właściciel gospody wskazał Paladynom drogę do sołtysa. Zapukali w drewniane drzwi. Po chwili lekko się uchyliły ukazując twarz sołtysa.

- Orkowie napadną wioskę jeszcze tej nocy – oznajmił Albert – Zbudź chłopów, nich zabarykadują przesmyki między zabudowaniami wozami i czym tam mogą. My będziemy bronić drogi wjazdowej. Chłopi niech chwycą widły i bronią barykad. Kobity będą gasić podpalone budynki.

Maciej nie odezwał się ani słowem tylko ruszył wykonać polecenia. Paladyni ruszyli spokojnie w kierunku bramy. Ciepła, gwieździsta, spokojna noc. Nic nie zapowiada nadchodzącej burzy. Sołtys zdążył przekazać wieści, gdyż we wsi zapanował ruch jak w mrowisku. Trzej rycerze stanęli przy bramie. Dariusz doglądał przygotowań chłopów i pomagał przy konstruowaniu barykad. Gdy wszystko było gotowe powrócił do pozostałej trójki. Trzysta metrów przed nimi gromada zielonych stworów uzbrojona w miecze, młoty, maczety, maczugi i pochodnie powoli zbliżała się do wioski.

- Wszystko gotowe, wątpię czy orkowie zdecydują się na szturm przez barykady, całe uderzenie powinno skierować się na nas.

- W samą porę, widać już pochodnie orków za chwilę zaatakują. Zachowują się strasznie hałaśliwie, pewnie nie spodziewają się większego oporu.

Paladyni ustawili się w kwadracie Albert i Dariusz z przodu Marek i Edward z tyłu. Wyciągnęli miecze i Przystąpili do modlitwy.

- Boże daj nam siłę do walki ze złem, byśmy mogli wypełnić Twoją wolę i stanąć w obronie niewinnych. Mniej nas w opiece, chroń od złego…

Hałaśliwa banda orków ruszyła biegiem w kierunku obrońców w luźnym szyku. Pierwsza fala dotarła do obrońców gwałtownie przez nich zatrzymana. Paladyni nie przerywając recytacji modlitwy rozpoczęły walkę. Pierwsi napastnicy padli na ziemię. Dariusz zamaszystym ciosem powalił trzech naraz i szybkim ruchem raził kolejnego. Podobnie radził sobie Albert u którego stup leżały już dwa ciała. Na tych którym udało się ominąć pierwszą dwójkę czekali już Michał i Edward. Grupa orków wydała krzyki niezadowolenia ochrypłymi głosami. Spodziewali się przetoczyć przez obrońców, miażdżąc ich samą liczebnością. Pierwsze szeregi walczą z zawziętymi obrońcami. Pozostali nie chcąc czekać ruszyli w poszukiwaniu innego przejścia do środka wsi. Paladyni nie ustępują pola, kolejne rozczłonkowane ciała padają na ziemię. Ziemia pod stopami rycerzy staje się miękka od krwi poległych.

W innej części wioski trzy chaty stanęły w płomieniach. Ogień rzucanych pochodni błyskawicznie zajął dachy kryte strzechą. Rozlegają się krzyki chłopów, próbujących bronić swoich rodzin i dobytku. Kilku orkom udało się przedostać przez jedną z barykad.

Przed Paladynami pozostała ósemka napastników, która zobaczywszy klęskę towarzyszy rozbiegła się w popłochu. Dariusz pobiegli w pościg za uciekinierami, Albert i Edward pobiegł wspomóc wieśniaków, Marek pozostał przy bramie, gdyby orkowie zdecydowali się jeszcze raz spróbować przedostać tą drogą. Gdy Albert i Edward dotarli do barykady przekonali się, że orkowie nie zrobili wyłomu tylko wspięli się po niej. Przedostało się sześciu, kolejne głowy wyłoniły się nad barykadą. Wieśniacy bronili swoich domostw. Dwóch rannych leżało na ziemi. Albert dwoma szybkimi ciosami unieszkodliwił najbliższego napastnika, następnego przepołowił jednym zamaszystym ciosem. Edward oddzielił od ciał głowy wystające ponad barykadę, wskoczył na nią i przedostał się na drugą stronę, gdzie piętnastu napastników przywitało go chrapliwymi okrzykami. Paladyn zamachną się swym mieczem dookoła siebie, by zrobić sobie miejsce, tym sposobem unieszkodliwił jednego orka, reszta odskoczyła w popłochu. Zaraz po tym skoczyli ponownie skoczyli ku niemu. Ich ciosy trafiały w tarczę, lub odbijały się z głośnym brzękiem od pancerza. Pojedyncze pchnięcia Paladyna były perfekcyjne, po każdym ataku któryś z orków padał na ziemię. Z barykady do towarzysza zeskoczył Albert. Pozostała przy życiu dziesiątka orków rzuciła się do ucieczki. Paladyni ruszyli w pościg.

Pierwsze promienie jutrzenki właśnie wychyliły się znad łańcucha górskiego na wschodzie. Gwiazdy zaczęły znikać na blednącym niebie. Dwie z trzech płonących chat udało się ugasić. Po jednej z nich pozostał tylko czarny, zwęglony szkielet. Nieopodal zabudowań na pokaźnym kopcu tliły się zielonkawe truchła napastników. Paladyni zebrali się na dziedzińcu. Mieszkańcy wioski stanęli w szerokim kręgu dookoła nich patrząc z podziwem.

Maciej sołtys wsi wyszedł z kręgu dźwigając skórzaną sakwę pokaźnych rozmiarów.

- Dzielni Paladyni. Chcieli byśmy podziękować za waszą pomoc. Bez was wioska byłaby zgrabiona, a my bylibyśmy martwi. Przyjmijcie to złoto, nie jest tego wiele, ale to dar od serca.

- Gospodarzu jesteśmy Paladynami. Naszym obowiązkiem jest zwalczać zło o bronić niewinnych. Nie potrzebujemy waszego złota. – odparł Albert – Mam do ciebie jednak prośbę której nie możesz odrzucić.

- Co to za prośba?

- Weźmiemy ze sobą jednego chłopca zamieszkującego tą wioskę. – rozejrzał się po kręgu wieśniaków, wybrał chłopaka kryjącego się za suknią chłopki. Jego głowa ciekawie wychylała się spod ramienia matki. – ten nam odpowiada.

- Skoro taka jest wasza wola, nie mogę odmówić. – powiedział Maciej.

- Jeśli chłopiec będzie miał szczęście i będzie pracowity, uda mu się zostać jednym z nas. – Chwycił chłopca za rękę i powrócił do kompanów prowadząc go ze sobą. Matka próbowała się opierać, szlochała.

- Mirek ma dopiero 5 lat! To mój syn! Zostawcie mi go! – ojciec uspokajał żonę. Rozumie, że nie mają wyboru. W duchu cieszył się z takiego awansu społecznego syna. Chłopak w ślad za matką zaczął płakać. Paladyni nie zwracając na to uwagi ruszyli w kierunku bramy. Wkrótce zniknęli za wzgórzem.

Podczas pierwszego nocnego postoju chłopak płakał, pragnąc wrócić do matki. Paladyni siedzieli milcząc, w kręgu światła ogniska. Podczas następnego postoju ciekawość Macieja przemogła nad smutkiem. Zbliżył się do Alberta.

- Ci orkowie. Co to za dziwne stwory? Nigdy wcześniej ich nie widziałem. Byli straszni.

- Orkowie pochodzą z niezliczonych górskich plemion. Zamieszkują w jaskiniach, czasem budują obozowiska. Prowadzą koczowniczy styl życia. Utrzymują się z napaści i rabunków. Nigdy nie słyszałem o orku uprawiającym ziemię. Posługują się prymitywną mową. Ich atutem jest siła. Są dwukrotnie silniejsi niż przeciętny człowiek oraz bardzo wytrzymali. – wyjaśnił

- Gdzie mnie prowadzicie? Co ze mną będzie?

- Zmierzamy do Zakonu Paladynów. Otrzymamy tam nowe zadanie i ruszymy je wypełnić. Ty natomiast trafisz do Akademii. Jeśli będziesz ciężko pracował możliwe, że zostaniesz Paladynem jak my.

- Jak wygląda życie w Akademii?

- Uczniowie wstają o świcie. Kilka godzi trwają poranne ćwiczenia. Później rozpoczyna się nauka pisania, czytania, modlitw. Na późniejszym etapie anatomii ciała, taktyki i tym podobne. Wieczorem trening posługiwania się mieczem i znowu ćwiczenia, aż do zmierzchu. Nauka w akademii trwa dziesięć lat. Jednak tylko nielicznym udaje się zdać egzamin na Paladyna.

- Co jeśli obleję?

- Jeśli będziesz miał dobre wyniki w nauce, przejdziesz do Katedry, gdzie będziesz przygotowywany do zostania Kapłanem. Jeśli nie trafisz do cechu, gdzie nauczysz się wyrabiać przedmioty potrzebne do funkcjonowania Zakonu.

Uwagę chłopca zwróciła rękojeść miecza, przejechał palcem po symbolach wyżłobionych na jelcu. Paladyn wyciągną miecz z pochwy by pokazać go chłopcu. Długi obusieczny miecz wzdłuż całej klingi zdobiły podobne symbole.

- To tajemne znaki Kapłanów. Sprawiają, że Święty Miecz Paladyna nigdy nie niszczeje i ma moc przełamywania złych zaklęć. Dobrze czas na sen. O świcie wyruszamy w dalszą drogę.

Dwadzieścia pięć dni później podróżni dotarli nad skalisty brzeg wielkiego jeziora otoczonego z trzech stron łańcuchem górskim. W oddali na przeciwnym brzegu wznosiły się potężne mury cytadeli. Ponad basztami powiewały błękitne sztandary z białym krzyżem.

- Jesteśmy już prawie na miejscu.

Obejście jeziora zabrało podróżnym kolejny dzień marszu, lecz widząc już cel przyśpieszyli kroku. Ponad bramą zamocowano wielki napis żłobiony w marmurze „Zakon Paladynów” a poniżej „Zbrojna ręka Boga na Ziemi”. Paladyni przekroczyli bramę nie zatrzymywani przez nikogo. Oczom chłopca ukazał się duży plac. Centralne miejsce zajmowała Katedra, której strzeliste wierze unosiły się sześćdziesiąt metrów ponad otaczające budynki. Drugim co do wielkości budynkiem, którego ściany sięgały jednej trzeciej wysokości Katedry okazała się Akademia. Tam skierowali się Paladyni. Po przekazaniu chłopca w ręce opiekuna udali się do Mistrza Zakonu by zdać raport z wydarzeń.

- Witajcie Paladyni. Dobrze, że jesteście. Wszystkie drużyny są akurat w terenie a dostałem kolejną prośbę o pomoc. Doszły nas pogłoski, że na starym cmentarzu mag nekromanta zakłóca spokój zmarłych.

Po wysłuchaniu szczegółów zadania oraz uzupełnieniu ekwipunku Paladyni bez chwili wytchnienia idą wykonać kolejne zadanie ku czerwonej tarczy zachodzącego słońca…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz