czwartek, 1 kwietnia 2010

Praca konkursowa #26: Samotna Dusza

Samotna Dusza
od Ximmortal-soulx

Zmechanizowany świat Pełen nowoczesnej techniki, o jakiej nikt nigdy nie był w stanie usłyszeć. Wyścigi zbrojeń, terroryzm, ludobójstwo, wojny...tak właśnie wygląda teraz nasza cywilizacja, w której człowiek traktowany jest podmiotowo. Każdego dnia giną miliony, niewinnych, pełnych wiary i nadziei. Roboty... wszędzie jest ich pełno. Stworzone zostały do tego, aby wymordować wszystkich, aby pozbyć się rasy ludzkiej. Panosza się po całej kuli ziemskiej i niszczą...niszczą to co przez wiele tysięcy lat osiągnęliśmy. Ich główny zadaniem jest mordowanie żywych, którzy ocalali, którzy chcą jeszcze uratować ten świat. Jednak, na to jest już za późno. To co się dzieje, jest okropne. Nic. Wszystko zostało zniszczone, zastąpione technicznymi tworami. To smutne, ze do tego wszystkiego doprowadziły chore ambicje ludzi, żądze władzy, pieniądze, gniew. Dlaczego tak musi być.? Czy nic nie nauczyło nas, ze nie możemy postępować w ten sposób.? To wszystko prowadzi do zagłady, do całkowitego zniszczenia. Dlatego właśnie byłoby dobrze, gdyby wszyscy zginęli.

Ten widok...jest przerażający. Wszędzie dookoła cierpienie, ból, smutek. Ludzie uciekający gdzie tylko się da, pragnący znaleźć jakieś schronienie. W powietrzu unosi się swąd krwi, której kałuże można dostrzec wszędzie. Ile to jeszcze potrwa.? Ile jeszcze czasu minie, zanim to wszystko się skończy, zanim ta tragedia dobiegnie końca. ?

Bo potrzeba nam miejsca gdzie będziemy mogli żyć w pokoju,

bez wojen i bez wzajemnego okradania się,

świętego miejsca, gdzie ludzie będą mogli żyć jak ludzie. Takiego miejsca już nie ma.


Tokio. 2089 rok. To wszystko zaczęło się już kilka lat temu. Konflikt zbrojny między Japonią a USA, następnie dołączyła się Europa, wkrótce cały świat. Przywódcy najpotężniejszych krajów wydali rozkaz, aby zabijani zostali wszyscy Ci, którzy sprzeciwiają się ich woli, która była okropna. Bowiem, rozkazali oni natychmiastowy proces mechanizacji świata, który miał polegać na zastąpieniu człowieka robotami, maszynami i wszelkiego rodzaju urządzeniami tego typu. Jedynie Ci, którzy dostawali się do produkcji tworzenia tych " przekleństw " mieli szanse na przeżycie, resztę kazano bez wahania zabijać. Istnieli także Ci, którzy siłą bądź dobrowolnie zostali werbowani jako żołnierze pilnujący porządku i tego, aby żaden z buntowników nie wszczynał żądnych rebelii. Ludzie jednak, szczególnie na początku tego koszmaru starali się nie poddawać, walczyć z całych sił, jednak szybko zdawali sobie sprawę z tego, ze nie ma to najmniejszego sensu.

Życie szesnastoletniej dziewczyny w tym świecie jest piekielnie trudne.

Może najpierw powinnam się przedstawić.? Mam na imię Katsumi , od trzech lat jestem zmuszona sama dawać sobie radę w tym chorym świecie. Moi rodzice zostali zabici przez tych okropnych robotów, na moich oczach....Teraz żałuje, że nie zginęłam razem z nimi, przecież mogłabym być teraz w raju. Kiedy moi rodzice poszli do nieba, ja zostałam w piekle.

W tym dziwnym świecie nie odróżniam już strachu i odwagi. Nie wiem gdzie kończy się granica pierwszego, a zaczyna drugiego. Nie wiem już nic.

Atramentowy strop nieba rozjaśniony został przez blady blask Księżyca, oraz miliony towarzyszących mu, maleńkich iskierek. Wiatr delikatnie rozwiewał pojedyncze źdźbła trawy, muskając przy tym delikatnie moja twarz. Noc. Jakże pięknie wygląda niebo, kiedy przybiera kolor czerni. Jest takie tajemnicze, takie wolne, takie niesamowite.

Wolnym krokiem przemierzałam wysuszoną, pożółkłą, zniszczoną już polane, Gdzieniegdzie dostrzec można było ostre, suche korzenie, wystający uparcie z podłoża. Panowała tam przerażająca cisza, która w nocy była jeszcze bardziej straszniejsza niż za dnia. Tutaj na szczęście mogłam w miarę spokojnie przebywać. O tak później godzinie żołnierze i roboty nie kręcili się w takich miejscach.

Uwielbiałam to. Przychodziłam tutaj każdej nocy, kiedy tylko miałam okazje do tego. Wtedy siadałam na tej ogromnej polanie, zamykałam oczy i wyobrażałam sobie, jak mógłby wyglądać nasz świat, gdyby to wszystko się nie wydarzyło. Czy mogłabym być teraz szczęśliwa, mieć przyjaciół...znaleźć w końcu miłość której nigdy nie miałam. Te myśli zawsze mnie zasmucały. Sprawiały, że w mojej podświadomości rodziło się tysiące myśli, które nie dawały mi spokoju.

Tak tez było dzisiejszej nocy.

Na twarzy miałam jeszcze ślady zaschniętej krwi, ponieważ uciekałam przed żołnierzami, którzy gonili mnie, ponieważ pomogłam małej dziewczynce, która chciała przedostać się na drugą stronę miasta. Nie był to pierwszy raz, kiedy tak postępowałam. Przecież tylko tyle mogę zrobić.

Na szczęście uciekłam. Z resztą jak zawsze.

Moje długie, ciemnobrązowe włosy, lekko rozwiewał wiatr. Orzechowe tęczówki bacznie obserwowały wszystko dookoła. Bezpiecznie. Polana jest pusta, nikogo tutaj nie ma. Zmęczona usiadłam na jednym z korzeni, nogi wyciągając przed siebie. Były bardzo poobijane, z resztą jak każda część mojego ciała. Krótka, biała sukienka, przybrała szarawy kolor. Była to jak na razie jedyna rzecz, jaką mogłam na siebie włożyć W takich warunkach nie mogłam jej wyprać, dlatego już od paru tygodni chodziłam tylko w niej. Nie przeszkadzało mi to jednak.

Noc była chłodna. Trzęsłam się z zimna. Westchnęłam. Znów przyszła ta chwila zadumy i rozmyślań... w tak młodym wieku zostałam zmuszona by to zaakceptować. To bolało najbardziej... przyznać, że zostałam sama na tym okrutnym, pełnym nienawiści świecie.

Odrzucona. Niechciana. Pozostawiona sama sobie.

Kryształowe łzy spłynęły po moich zaróżowionych policzkach. Nie wiedziałam co mam zrobić. Ukryłam twarz w dłoniach, szlochając głośno. Byłam taka bezradna. Zawsze powtarzałam sobie, że będzie dobrze, że nie mogę się poddać, ale przychodzą chwile takie jak ta, kiedy zaczynasz w to wszystko bardzo wątpić. A przecież nie mogę tego zmienić. Mogę tylko patrzeć, jak ten świat sam powoli się niszczy. Spojrzałam na rozgwieżdżone niebo, nadal płacząc. Próbowałam wstać. Upadłam. Nie mogłam się podnieść. Nie miałam już na tyle siły.

Leżałam teraz w cieniutkiej, umorusanej sukience na środku polany, łkając głośno. W rękach ściskałam suche źdźbła trawy, wyrywając je co chwila. To jedyny sposób w jaki mogłam pokazać Bogu mój ból, moje cierpienie.

- Sprawdź polane, ja zajmę się okolicą ! – usłyszałam męski, donośny krzyk.

Rozszerzyłam wystraszona oczy.

*Oni tu są* - przeleciało mi przez myśl.

Tak, są tu. Sprawdzają, czy nikt sie tu nie ukrywa. Koniec. Jeśli mnie znajdą, zabiją. Musze uciekać i to szybko.

Jednak mój stan fizyczny i psychiczny uniemożliwiał mi to. Byłam bardzo zmęczona i wycieńczona, dojście na polane odebrało mi dużo energii. Poza tym, mój umysł mówił mi, że dobrze będzie zginąć, zaś serce rwało się do ucieczki.

Kogo posłuchać.?

Podniosłam się na rękach, próbując wstać. Udało się. Zaczęłam od powolnych kroków, co chwila przyspieszając tempo. Po kilku minutach szłam już bardzo szybko. Krzyki mężczyzny ucichły, jednak można było słyszeć głośne kroki.

Znów przyspieszyłam. Zaczęłam biec. Zapomniałam już o bólu fizycznym. Zaczęłam zatem gnać przed siebie, sama nie wiem tak na prawdę dokąd. Jak najdalej stąd, tam gdzie mnie nie znajdą. Ciągle patrzyłam pod nogi, aby nie wpaść na jakiś korzeń. To był mój błąd. Niczego nie świadoma, nagle uderzyłam w coś bardzo twardego. Spadłam na ziemie. Syknęłam z bólu. Uderzyłam nogą o korzeń. Czułam, jak z kolana wypływa szkarłatna ciecz, powoli spływając po kostce. Dotknęłam się w obolałe miejsce, wycierając gęstą ciecz.

Nagle usłyszałam płytki oddech. Momentalnie spojrzałam przed siebie. To niemożliwe. Przede mną stał chłopak, mlody, wysoki. Miał jasnobrązowe włosy, sięgające za ucho i tajemnicze, niebieskozielone oczy. Księżyc oświetlał jego bladą twarz, co dodawało mu niesamowitego uroku. Zatopiłam się w jego spojrzeniu, jednak w porę zauważyłam coś bardzo niepokojącego. Miał na sobie mundur tych żołnierzy. To był wróg. Powoli zaczęłam cofać się do tyłu, opierając się rękoma o zimne podłoże.

- Proszę, nie rób mi krzywdy - wydukałam przez łzy - pozwól mi odejść.

Chłopak jednak nie odpowiedział, tylko stał i przyglądał się.

Nasze spojrzenia się spotkały. W jego oczach widziałam coś niezwykłego, dobroć. Były szczere. W głębi serca czułam, że nie zrobi mi krzywdy.

Chłopak nagle wolnym krokiem podszedł do mnie i kucnął. Dłoń położył na moim policzku, co doprowadziło do powstania czerwonych wypieków na mojej twarzy.

- Nie bój się mnie,Katsumi.

Spojrzałam zdziwiona na chłopaka. Znał mnie, znał moje imię. Ale skąd. ? Żołnierz. ? Gdyby widział o moim istnieniu, powinien mnie zabić. Dlaczego tego nie zrobił. ?

- Skąd mnie znasz. ? Kim jesteś. ?

- Mam na imię Hiro. Widziałem jak pomagałaś innym. Przez te wszystkie lata, żyliśmy obok siebie. W dwóch innych, obcych dla siebie światach. Patrzyłem na Ciebie z boku, nigdy nie pozwolili mi z Tobą porozmawiać. To dlatego nigdy się nie spotkaliśmy. Ale ja zawsze chciałem być taki jak ty….

- Dlaczego w takim razie jesteś żołnierzem ?

- Musiałem. Kiedy razem z młodszym bratem uciekaliśmy przed robotami, nagle któryś postrzelił mnie w kolano. Złapali nas. Dali mi wybór, albo do nich dołączę, albo zabiją mojego brata . Wybrałem to pierwsze.

Mówiąc to chłopak wstał i podał mi swoją dłoń.

- Chodź, zabiorę Cie w bezpieczne miejsce.

Niepewnie złapałam jego dłoń i ostrożnie wstałam z miejsca. Spojrzałam w niebo. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to jest ten moment, w którym zebrała się we mnie ogromna odwaga. Odwaga, żeby umrzeć.

- Nie, nie chę. - odpowiedziałam stanowczo.

Chłopak nie krył zdziwienia.

- Dlaczego.? -zapytał.

- Nie mogę już dłużej żyć w tym świecie. Nie chce tak dalej. Chcę umrzeć zabij mnie teraz.- powiedziałam prosto w twarz chłopaka, a perliste łzy znów wypłynęły z moich oczu.

- Proszę Cię, uratuj mnie, oszczędź tego cierpienia, błagam......

Poczułam przyjemne ciepło na ramionach i silny uścisk. Hiro przytulił mnie bardzo mocno.

- Nie pozwolę Ci odejść samej - rzekł cicho.

Odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy.

- Zatem, co zamierzasz zrobić. ? – spytałam niepewnie.

- Odejdę razem z Tobą.

Zaskoczyła mnie jego odpowiedź…

- Nie możesz tego zrobić. Nie możesz stracić życia dla takiego tchórza jak ja.

- Moje życie straciło sens, kiedy to wszystko sie zaczęło. Wiesz dzięki komu przetrwałem.? Dzięki Tobie. Gdy pierwszy razem Cię ujrzałem, pragnąłem stać się kimś takim jak ty. Każdego dnia dawałaś mi moc, dzięki której brnąłem prze to wszystko. Nie wiedziałaś o tym, ale tylko Tobie zawdzięczam to, że jestem tutaj z Tobą, że mogę Cię przytulić, że mogę cieszyć się, że jesteś przy mnie.

- Odsunęłam się parę kroków w tył. Hiro patrzał na mnie zdziwiony.

- Żyj - powiedziałam- Wierz w to, że kiedyś to się skończy.

- Ale ja nie potrafię.

- Potrafisz. Zamknij oczy, znajdziesz się w innym świecie, lepszym świecie. Nie zawsze w życiu jest się tym kim chce. Ale jesteś silny. Nie poddawaj się tak łatwo jak ja.

- Dlaczego mi to mówisz.? Siłę da mi Twoja obecność tutaj, tylko tego chcę….

- Chcę móc dawać Ci siłę z tamtego świata. Chce obserwować to, jak sobie radzisz, czy zdołałeś to wszystko przetrwać. Chce dać Ci siłę, która pozwoli Ci wygrać, aż w końcu pewnego dnia, chcę zobaczyć twój uśmiech, szczery, prawdziwy, który wynagrodzi mi te wszystkie lata cierpienia. Będąc tutaj nie mogę tego uczynić. Ale tam, wszystko jest możliwe - powiedziałam z uśmiechem. Otarłam ręką mokre kropelki.

-Dlatego proszę Cie.... – ciągnęłam dalej - jest to trochę nie wyraźny sen, ale chcę go spełnić...pomóż mi w tym.

- Katsumi

- Znasz mnie już bardzo długo, ja Ciebie nie, lecz czuję coś, czego nigdy wcześniej nie czułam. Powiedz mi proszę, czy w takim świecie jest szansa na miłość. ?

Chłopak podszedł do mnie, spojrzał w oczy. Bacznie przyglądał się mojej twarzy, a ja jego. Zatraciliśmy się w swoich spojrzeniach. Musnął delikatnie moje usta, ja odwzajemniłam jego pocałunek. Staliśmy tak jeszcze chwilę. W końcu oderwał sie ode mnie.

- Tak, to jest możliwe – powiedział z uśmiechem. – Miłość to uczucie, które jest silniejsze niż zło.

- Zatem, zanim odejdę, powiem Ci mój sekret...mogę.?- spytałam niepewnie.

- Tak - odrzekł.

Zbliżyłam się do niego, stanęłam na palcach i szepnęłam do ucha

- Kocham Cię.....

Delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Pocałował mnie delikatnie w czoło. Cofnęłam się kilka kroków od niego. Z promiennym uśmiechem stałam na środku polany. Chłopak wyciągnął z kabury pistolet, naciągnął spust i niepewnie wycelował go w moją stronę.

- Jesteś tego pewna. ?- spytał

Widziałam, jak jego ręka drży, jak mimo wszystko w jego oczach pojawiają się łzy.

Pokiwałam twierdząca głową.

nadal się jednak wahał.

- Będę wtedy szczęśliwsza

Popatrzał na mnie smutnym wzrokiem. Widziałam, że jest mu strasznie ciężko to zrobić.

- Jeżeli stracisz całą nadzieję... Ja zrobię wszystko, by ci ją przywrócić. Pamiętaj o tym. Spotkamy się jeszcze. Ja będę dodawała Ci sił każdego dnia – krzyknęłam radośnie.

- Dziękuje – odpowiedział, po czym odwrócił głowę i szybkim ruchem dłoni pociągnął za spust. Kula wbiła się wprost w moje serce. Stróżka czerwonej cieczy wypłynęła z kącika moich ust. Powieki ciężko opadły w dół, oddech powoli zanikał. Bezwładnie osunęłam się na ziemie. Umarłam.

Skończył się mój koszmar. Teraz, zacznę prawdziwe życie. Cóż za niesamowita ulga. Jakże nieopisana jest teraz moja radość. Czuję się teraz wolna… nurtuje mnie jedynie pytanie….

Gdy ktoś umiera... Czy rodzi się życie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz