Odkąd pamiętam nigdy nie miałam zaufanej osoby, kogoś komu mogłabym powiedzieć o swoich problemach. Rodziców straciłam gdy miałam trzynaście lat, zaopiekowali się mną dziadkowie. Gdy ich także zabrakło trafiłam do domu dziecka.Nie byłam akceptowana przez dzieciaki, które tam były. Męczyłam się tam trzy długie lata.Nie sądziłam, że jakaś rodzina się mną zaopiekuje.
Pewnego jesiennego dnia gdy siedziałam na ławce przed budynkiem domu dziecka, podeszło do mnie małżeństwo. Ku mojemu zdziwieniu zaczęli mi opowiadać o sobie, o tym gdzie mieszkają, i że chcą mnie zabrać ze sobą. Nie wahałam się ani chwili, nie zniosłabym dłużej krytyki ze strony rówieśników, chciałam zacząć normalnie żyć, zgodziłam się. Załatwianie formalności trwało około tygodnia. Czekałam z niecierpliwością na dzień kiedy opuszczę to piekło, byłam ciekawa jaka przyszłość mnie czeka. W momencie gdy siedziałam w przedziale pociągu uświadomiłam sobie, że w moim życiu otworzył się nowy rozdział.Przez całą drogę rozmawiałam z Samantą i Marcinem - moimi nowymi rodzicami. Po upływie pięciu długich godzin moim oczom ukazały się piękne góry. Byłam zachwycona cudowną okolicą, domek w którym miałam mieszkać z moimi opiekunami.Budynek usytuowany był przy kryształowym jeziorze.
Samanta oprowadziła mnie po domu, pokazała gdzie jest mój pokój. Zamknęłam drzwi i położyłam się na łóżku. Nie potrafiłam do nich mówić "mamo"; "tato". Słowa te nie potrafiły przejść mi przez gardło. Mijały miesiące, nie potrafiłam odnaleźć się w nowym otoczeniu. Wydawało mi się, że z tą okolicą jest coś nie tak. Byłam tu najmłodszą osobą, niedaleko mieszkało pare rodzin ale nie mieli żadnego potomstwa.Było to dla mnie bardzo dziwne, zaczęłam wypytywać wszystkich o to miejsce. Każdy zbywał mnie z byle powodu, ukrywali coś prze de mną. Chciałam za wszelką cenę dowiedzieć się co to za tajemnica.Pod pretekstem robienia domowych porządków poszłam poszperać na strych. Było tam mnóstwo kartonów, książek, skrzynek i przeróżnych bibelotów.
Determinacja nie pozwalała mi zaprzestać poszukiwań. Ze zmęczenia usnęłam na jakiejś miękkiej, ogromnej poduszce. Obudziły mnie nad ranem padające przez szybę promienie słoneczne. Gdy otworzyłam oczy spostrzegłam pod ścianą jakieś malowidła. Podniosłam się, zaczęłam oczyszczać obrazy z kurzu aby zobaczyć co przedstawiają. Moim oczom ukazał się znajomy widok gór, jeziora, lasów z mojej okolicy. Tylko były tu przedstawione w mrocznych barwach, z wody wynurzał się jakiś ogromny wąż, niebo nad górami miało czarno-krwistą barwę, lasy wyglądały jak z horrorów. Przeszły mnie dreszcze, zaczęłam się zastanawiać czy o tylko wizja autora, czy naprawdę tak wyglądało to miejsce.Pytań wciąż przybywało, a nie mogłam znaleźć ani jednej odpowiedzi na nie.
Podczas przygotowywania z Samantą obiadu próbowałam ją wypytać o dzieła, które znalazłam. W jej oczach ujrzałam zdziwienie, odeszła od tematu mówiąc, że nic o tym nie wie. Wtrącił się Marcin mówiąc, że to pewnie malowidła dawnych właścicieli tego domu. Pojawiły się kolejne wątki, tajemnicze zniknięcie osób tu zamieszkujących. Coraz bardziej zaczęło mnie to ciekawić. Po zjedzonym obędzie podziękowałam i poszłam ponownie na strych. Tym razem zaczęłam przeglądać stos książek, które ze starości się rozsypywały. Miałam nadzieję, że w nich będzie jakaś wskazówka. Nie pomyliłam się, znalazłam pamiętnik. W nim zapisanych było wiele ciekawych informacji dotyczących dzieciństwa pewnej dziewczyny. Z notatek wynikało, że to miejsce od wielu wieków było przeklęte. W lasach spotkać można było wiele groźnych stworów, tereny pokryte były bagnami, które wciągały swoje ofiary. Góry zamieszkiwał potężny mag, panujący nad cała mroczną okolicą. Największy śmiałek, który odważył się go pokonać nie wrócił żywy do domu.Po wielu latach odnajdywano jego ciało przy zboczu wzgórza
Czytając kolejne strony coraz bardziej chciało mi się płakać, ta dziewczynka też straciła rodziców w wieku trzynastu lat.Opisywała jak trudno jej było się pozbierać po tak ogromnej tragedii. Nie miała nikogo kto by się nią zajął. Chciała o wszystkim zapomnieć i uciekła do mrocznego lasu. Znalazła tam magiczny kwiat paproci, była zachwycona jej blaskiem. Tak się rozmarzyła, że powiedziała do siebie słowa "Chciałabym aby rodzice byli tu ze mną i zobaczyli to piękno matki natury".
Gdy coraz bardziej robiło się ciekawie usłyszałam krzyk Marcina:
- Aniu! Idź do sklepu zrobić zakupy!
- W takim momencie...- pomyślałam. Odłożyłam pamiętnik i zeszłam na dół.Wzięłam pieniądze i listę rzeczy, które miałam kupić.Pobiegłam do pobliskiego sklepiku.Chciałam jak najszybciej wrócić do domu aby dowiedzieć się jaka była dalsza historia autorki pamiętnika.Los mi nie sprzyjał, na drzwiach widniała kartka z napisem "ZAMKNIĘTE".Najbliższe miejsce gdzie mogłam cokolwiek kupić oddalone było o dwie godziny drogi.Wróciłam do domu, z piwnicy wyciągnęłam rower i pojechałam. Wróciłam po zmroku, położyłam na stole zakupy, zjadłam kolację i poszłam na strych. Zapaliłam małą lampkę, wzięłam pamiętnik i poszłam do swojego pokoju. Gdy wszyscy zasnęli skryłam się pod kołdrą i przy zapalonej latarce zaczęłam czytać dalszą historię dziewczyny.
Nie wierzyłam własnym oczom, życzenie trzynastolatki się spełniło.Kwiat paproci musiał mieć magiczną moc. Zaczęłam się zastanawiać czy to mogło zdążyć się naprawdę, ponieważ na tym wydarzeniu pamiętnik się zakończył. Pozostało tylko kilka czystych stron, co wzbudziło we mnie zdziwienie. W głębi serca wierzyłam, że może również i ja znajdę ten magiczny kwiat i ujrzę ponownie swoich rodziców, poczuję ich dotyk, usłyszę głos. Rozmarzona wtuliłam się w poduszkę i w mgnieniu oka usnęłam.
Kolejny dzień rozpoczął się zwyczajnie. Wspólne śniadanie, rozmowy przy herbatce. Przed południem Marcin oznajmił, że musi wyjechać na tydzień w delegację. Była to dla mnie świetna okazja aby porozmawiać o wszystkim z Samantą.Chciałam jej powiedzieć o pamiętniku, który znalazłam, o tym że chcę nocą wyruszyć na poszukiwanie magicznej rośliny.Po obiedzie pożegnaliśmy się z Marcinem. On wsiadł do swojego służbowego samochodu i pojechał. Sami jak zwykle zmywała naczynia. Kilka razy próbowałam do niej zagadać, w końcu zebrałam się na odwagę i zaczęłam rozmowę.
Przybrana mama była dla mnie dość wyrozumiała, przygotowała mi kanapki i ciepłą herbatę.Widziałam w jej oczach, że się o mnie martwi, ale nie zatrzymała mnie. Podziękowałam jej za pozwolenie wyruszenia do lasu nocą. Spakowałam wszystko do plecaka, pocałowałam ją w policzek i obiecałam, że wrócę nad ranem. Z początku wszystko wydawało mi się takie proste, z każdym krokiem odwaga zaczęła mnie opuszczać. W momencie gdy doszłam do lasu miałam zamiar się cofnąć i wrócić do domu. Obróciłam się na pięcie i zaczęłam zmierzać w drogę powrotną. W tym momencie usłyszałam tajemniczy głos dochodzący z głębi boru.
- Aniu, nie rezygnuj tak łatwo.
Nerwowo odwróciłam się, nikogo nie zobaczyłam.Kolejna chwila zawahania, niespokojne myśli..."Co dalej?"; "Skąd ten głos?"; "Iść, a może i nie?".
W końcu postanowiłam, ruszyłam ścieżką przed siebie. Rozglądałam się wokół w poszukiwaniu kwiatu paproci.Najmniejszy szelest liści mnie przerażał. Zaczęły przypominać mi się horrory, w których właśnie w takich miejscach działo się najwięcej strasznych rzeczy. Straciłam kompletnie rachubę czasu i orientację w terenie. Szłam na wyczucie, ostrożnie stawiałam kolejne kroki. W pewnym momencie oślepił mnie jasny blask. Nie wiedziałam co się dzieje, powoli zaczęłam się zbliżać w kierunku bijącego światła. Gdy doszłam bliżej moim oczom ukazał się kwiat paproci. Wyglądał tak jak opisywała go dziewczyna.Stałam osłupiona. Myślałam, że to jest jakiś piękny sen, z którego ktoś nagle mnie wybudzi. Usiadłam na trawie, dotknęłam delikatnie ręką śnieżnobiałego kielicha rośliny. Wypowiedziałam życzenie:
"Chciałabym aby moi rodzice byli tu ze mną". Rozejrzałam się, nagle posmutniałam. Nikogo nie zobaczyłam. Po polikach zaczęły spływać mi łezki.Nie mogłam uwierzyć w to, że moje poszukiwania zdały się na nic.Gdy zawiedziona chciałam wracać do domu usłyszałam znajomy głos rodziców:
- Córeczko nie płacz.
Podniosłam wzrok, ujrzałam przed sobą mamę i tatę. Wyglądali jak żywi, zerwałam się i chciałam ich przytulić.Gdy już miałam ich objąć poczułam jak przewracam się na ziemię. Uświadomiłam sobie, że to tylko ich duchy.Nie mogłam przestać płakać, błagałam ich aby do mnie wrócili. Mówiłam jak mi bez nich jest źle, jak mi ich brakuje. W odpowiedzi usłyszałam od nich te słowa:
- Chociaż nie jesteśmy przy tobie ciałem, pamiętaj że jesteśmy w twoim sercu tak długo jak będziesz o nas pamiętać. Bierz życie takie jakie jest. Od Ciebie zależy jaki będzie kolejny dzień. Nie wiń wszystkich za naszą śmierć. Samanta z Marcinem nie chcą zastąpić Ci nas. Oni chcą pomóc Tobie przejść przez ten trud życia jaki los ci zafundował. "
Poczułam jak mama całuje mnie w czółko, tata otarł mi łzy. W momencie gdy słońca zaczęło się budzić, promienie słoneczne wskazały mi drogę do domu.Pożegnałam się z rodzicami i z ulgą w sercu wróciłam do Samanty. Z daleka widziałam jak wypatruje mnie z okna. Gdy mnie ujrzała, wybiegła z domu i mocno mnie przytuliła.Poczułam, że martwiła się o mnie.
Przy śniadaniu opowiedziałam jej o wszystkim co się wydarzyło w lesie. Nie ominęlam najmniejszego szczegółu.Widziałam w jej oczach zdumienie. Po skończonej rozmowie zajęłyśmy się swoimi sprawami. Samanta sprzątała dom, a ja pielęgnowałam ogródek. Co jakiś czas spoglądałam w niebo, zastanawiając się czy rodzice teraz na mnie patrzą.
Wieczorem gdy zjadłam kolację od razu położyłam się w swoim pokoju. Gdy już usypiałam usłyszałam jak otwierają się drzwi.Podeszła do mnie Samanta i powiedziała mi szeptem do ucha:
- Powiem Ci w sekrecie, że to ja jestem tą dziewczyną z pamiętnika, obrazy namalowałam ja gdy straciłam sens życia, większość opowieści były twórczością mojej wyobraźni, jedynie historia z magiczną paprocią i stratą rodziców była prawdziwa. Jeśli będziesz mocno wierzyć w swoje marzenia to będzie o wiele łatwiej Ci w życiu. Teraz może być tylko lepiej.
Pocałowała mnie na dobranoc w czółko i wyszła z pokoju. Z uśmiechem na ustach usnęłam.
A co będzie dalej to Bóg jedynie raczy wiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz