piątek, 2 kwietnia 2010

Praca konkursowa #44: Przeklęci

Przeklęci
od Inyuki

Brama wschodnia – Potępienia

- Nie pchać się! – wartownik w białym stroju, nie był skory do żartów - NIE PCHAĆ SIĘ MÓWIĘ!!! – ryknął wściekle. Tłum odziany w powłóczyste płaszcze odskoczył raptownie. Te zakapturzone postacie to w większości kobiety. Starsze, młodsze. Nie ma tu ani jednego mężczyzny. Co robią? Patrzą. Patrzą na egzekucję. Czemu płaczą? Żałują … Kogo …?

Mała dziewczynka w odświętnym stroju w tym samym powłóczystym płaszczu biegnie szeroką wykładaną „kocimi łbami” uliczką. Jej opiekunka nie jest w stanie jej dogonić. Nie jest stara, ale nie ma kondycji. Przyzwyczajona do królewskiego luksusu ma ogromne trudności z dotrzymaniem tempa swojej zwinnej podopiecznej. Tymczasem mała uciekinierka zobaczywszy, że jej strażniczka zniknęła, nie zwolniła, a jeszcze przyspieszyła w euforycznym uniesieniu zwycięzcy. Wbiegła w wąskie zaułki. Zobaczyła tam coś, czego nigdy wcześniej nie widziała: ogromne tłumy babć, matek, córek, synowych, wnuczek itp. stłoczone po jednej i po drugie niewielkiej uliczki kończącej się ogromną, złowrogo wyglądającą bramą. Co ciekawe, każda z nich płakała mówiąc coś w rodzaju : „ Dlaczego on ?”, „Przecież jest taki młody”, „To na pewno pomyłka”. Wewnątrz, po obu stronach tłumu wartę trzymało kilkudziesięciu, biało ubranych strażników z groźnie wygiętymi kindżałami. Utartą przez nich ścieżką szedł skazaniec. Dziewczynka zwolniła, ale nie przestała iść. Była tak bardzo zaabsorbowana tym „przedstawieniem”, że bezwiednie kierowała swoje kroki w tamta stronę. Nie wiedzieć kiedy znalazła się na przedzie tłumu, koło białego strażnika z niebieską przepaską na ramieniu, będący dowódcą oddziału, który bacznie na nią spojrzał. Nie zwracając Nawego ciskający gromami wzrok, ruszyła przed siebie kierując się ku 17- letniemu chłopcu. Zbliżając się zauważyła na jego ciele głębokie rany, zadane bronią przypominającą bicz. Zdziwiła się. W jej otoczeniu nigdy nie widziała nikogo zranionego w ten sposób. Z resztą po raz pierwszy była tak blisko bramy skazańców, o czym, dowiedziała się wiele lat później.

- Braciszku, dokąd idziesz?

- Wracam do swoich – uśmiechnął się.

- Nie wolno ci! Ta brama jest dla złych! Braciszek idzie w złym kierunku! Tam, tam! – próbowała pociągnąć go w kierunku odwrotnym niż ponure bratczysko, ale straż dała jej wyraźnie do zrozumienia, ze to zły pomysł.

- Dlaczego cię tak pobili?

- Aleś ty ciekawska młoda damo! Dobrze, powiem ci. Zaatakowałem takiego „białoskrzydłego” pana, rozumiesz?

- A czemu? – nie dawała za wygraną.

- Porwał i zrobił dużo złego mojej narzeczonej. Nie mogłem mu tego wybaczyć.

- Dostaniesz za to karę? Przecież dobrze zrobiłeś!

- Tak…

W tym momencie zirytowani strażnicy postanowili przerwać pogawędkę, zaczynając nakłuwać ostrzami skazańca. Ten, chcąc nie chcąc musiał ruszyć dalej, zostawiając małą w tyle.

- Ale zobaczysz się z nią, prawda? Z narzeczoną?

- Pewnie, że tak.

- Powiedz jej „cześć” ode mnie, dobrze Braciszku? – milczał chwilę, a potem z uśmiechem rzucił czymś w jej stronę. Szybko złapała małe zawiniątko.

- Mam do ciebie małą prośbę. Daj to mojemu młodszemu bratu. On będzie wiedział jak to użyć.

- Dobrze! Zobaczymy się jeszcze, prawda?

- Oczywiście – po tych słowach odwrócił się i ruszył w stronę bramy. Ale jego postawa była teraz inna: zamiast strachliwego przestępcy, wszyscy obecni zobaczyli u niego postawę nowo ukoronowanego króla, który wstępuje na tron.

- Pa, pa Braciszku! Do zobaczenia! – krzyknęła za nim.

Machnął ręką.

Dziewczynka nie wiedziała, że jej „Braciszek” najpierw zostanie naznaczony jako „przeklęty”, a potem stracony na „wzgórzu krzyku” poza murami miasta. Wiedziała tylko, że wraca do swojej narzeczonej z czego bardzo się cieszyła. Miała 7 lat, więc skąd mogła o tym wiedzieć? Gdy tłum odszedł, ona nadal stała trzymając zawiniątko.

- Alekna - sama! – opiekunka w końcu dotarła do swoje podopiecznej - Wiesz, że nie wolno się tak oddalać! Robisz to bym się zdenerwowała?

- Pani Josephine powinna się więcej ruszać! Dla zdrowia! Muszę znaleźć braciszka „Braciszka” i mu to dać! – tu wskazała na woreczek.

- Pokaż mi to. – wyrwała jej paczuszkę. Jak na swoja wielkość była ciężka, co zdziwiło panią Josephine.

- Tak nie wolno! To nie pani! – zaczęła krzyczeć dziewczynka. Mimo tak gwałtownego sprzeciwu, kobieta wytrząsnęła zawartość pakuneczku. Jej oczom ukazało się połyskujące w świetle słońca astrolabium. Przerażona, włożyła je powrotem do worka. Twarz jej stężała.

- Panienko, nie wolno ci tego pod żadnym pozorem otwierać, dotykać, pokazywać komukolwiek, a przede wszystkim NIE WOLNO PANIENCE ZBLIŻĄĆ SIĘ DO TAKICH PODZEJRZANYCH MIEJSC, TYPÓW! Jesteś następną „ Szklaną kapłanką” i nie możesz narażać się na takie niebezpieczeństwo. Ten tytuł zobowiązuje! – po czym nie czekając na reakcję dziewczynki, chwyciła ją zdecydowanie za rękę i pociągnęła w kierunku głównej ulicy.

- Nie! Muszę iść do małego braciszka! Puść mnie! – krzyczała, ale jej opiekunka z e stoickim spokojem trwała przy swoim i nadal parła na przód.

Biały krąg – Świetlisty pałac

Minęło 10 lat od dnia, w którym Alekna dostała astrolabium od młodego skazańca. Po incydencie pod Bramą Potępienia, który pani Josephine opisała głównemu kapłanowi (skrzętnie omijając sprawę astrolabium), dziewczynka otrzymała całkowity zakaz wychodzenia poza mury pałacu. Chcąc, nie chcąc mała Alekna musiała skupić się na naukach przygotowujących do stania się „Szklaną kapłanką”. Przez te 10 lat zmieniła się bardzo. Spoważniała, spokorniała, uspokoiła się. Z małego dziecka pełnego zapału, wyrosła na dziewczynę filigranową o długich, aż do ziemi, włosach (przywilejem każdej „Szklanej kapłanki”, było noszenie długich włosów) koloru jaśminu i poważnych , zamglonych oczach. Jednak nadal miała małą nadzieję. Nadzieję na to, że gdy zostanie „ Szklaną kapłanką” odnajdzie młodszego brata skazańca i samego właściciela astrolabium. Jednak miała z tym jeden problem: nie wiedziała jak się nazywają, ani gdzie mieszkają, ani nie wiedziała jak wygląda „Młodszy”. Mimo to nadal wierzyła, że się uda.

W dniu swoich 17 urodzin dostała pozwolenia od głównego kapłana na wyjście na zewnątrz pałacu. Zwykle spokojna i opanowana, teraz energiczna i radosna Alekna, wybiegając wdziała na siebie długi płaszcz, pozostawiając wyższych kapłanów i służbę w lekkim osłupieniu. Przyszła kapłanka nie przypuszczała, że właśnie w tym dniu, jej życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni.

Szła szybko nie zważając w jakim kierunku zmierza. Nogi znały drogę. Nie wiedząc kiedy, Alekna znów trafiła w pobliże Bramy Potępienia. Teraz także odbywała się egzekucja. Stanęła. Tym razem skazańcami była grupa młodych ludzi mniej więcej w jej wieku. Ruszyła za nimi. Myślała, że za wrotami będą czekać na nich stęsknione rodziny, tak jak na „Braciszka”… Rzeczywistość była zupełnie inna. Za murami miasta, na najbliższym wzgórzu zobaczyła ogromny magiczny krąg. Nie taki jak na lekcji jasny , ale czarny i budzący grozę. Na środku kręgu stała wielka kadź, w której bulgotała czarno-brunatna, smolista maź. Z niewielkiej odległości od kręgu znajdowały się trzy rzędy równo poustawianych, solidnych szubienic. Struchlała. Czyli „Braciszek”… Pochód stanął. Strażnicy przyspieszyli kroku, gnając przed sobą skrępowanych młodzieńców. Rozwiązali ich, a następnie ustawili ich gęsiego. Mieli wchodzić pojedynczo. Nagle, jeden z nich rzucił się na jednego ze strażników, który runął jak długi pod ciężarem atakującego. Zaraz na pomoc walczącemu ruszyli inni kneblując , kpiąc i poniżając napastnika. Zdecydowano. On wejdzie do gara jako pierwszy. Nieszczęśnik dźgany przez swojego oprawcę, zanurzył stopę w mazi. Alekna zamknęła oczy, nie mogła na to patrzeć. Przeszedł ją dreszcz. Usłyszała wrzask. Potem jeszcze jedne, następny i jeszcze, i jeszcze. Cisza. Otworzyła oczy. Zamarła z przerażenia. Ich wygląd był po prostu straszny. Nie, przerażający, To nie były te same osoby. Teraz miała nadejść ulga ich cierpieniom – śmierć. Gapiła się na nich otępiała, jakby nie docierało do niej to co się z nimi stało. Drgnęła. Nagle miedzy nimi zobaczyła „Braciszka”. Przemknęło jej przez myśl „ W końcu go spotkałam. To nie może się tak skończyć!”Już biegła w ich stronę, przeciskając się miedzy gapiami, którzy widzieli to już setki razy. Przemknęła koło strażników, nie wiadomo kiedy wyrywając jednemu broń . Biegła nalej. Skazańcy patrzyli na nią w osłupieniu. Nic się nie odzywali, tylko patrzyli. Przecięła powrozy i sznurki, dając jednocześnie znak głową by ruszyli za nią. Ci jak rażeni piorunem ruszyli za nią przez osłupiały tłum, zabierając niektórym szare płaszcze. Zaczął się wyścig. Uciekinierzy czując na karkach oddechy pościgu, zakręcali we wszystkie możliwe zaułki, małe uliczki, nawet przebiegając przez cudze domy. W końcu schowali się w stercie śmieci. Strażnicy dali za wygraną. Gdy niebezpieczeństwo minęło, jeden z uciekinierów, ten najbardziej poraniony zapytał:

- Czemu to zrobiłaś?

- Musiałam, z resztą nie ważne. Ważne , że żyjecie.

- Racja, to gdzie teraz, wybawicielko? – powiedział z przekąsem. tamten.

- Do pałacu. – wszyscy skamienieli jak jeden mąż. – Że CO?!!

- No co? To mój dom. Tam na pewno znajdziecie schronienie!

- To ty jesteś k-k-kapłanką?

- Tak jakby. Nie ma teraz na to czasu, coś czuję, że tamci strażnicy zaraz przyjdą.

- Niech ci będzie. Prowadź.

W niedługim czasie dotarli do pałacu. Towarzysze Alekny stwierdzili , że poczekają przed pałacem, ale ona uparła się, że muszą wejść z nią by łatwiej przedstawić ich sytuację głównemu kapłanowi. Otwarli wrota, weszli. Cała szóstka zesztywniała. Na szmaragdowej i jak dotąd nieskazitelnie czystej podłodze leżały zakrwawione ciała Rady Kapłanów i Głównego Kapłana. Wśród trupów stała jedna osoba – generał Ludwig van Gaar, dowódca straży przybocznej „Szklanej kapłanki”.

- Proszę, proszę. Kogo ja widzę panienka Alekna, jak zdrowie?

- Nie czas na żart van Gaar, co to ma znaczyć?

- Chłodna jak zawsze. Bo widzisz te stare pryki postanowiły mnie usunąć, z powodu mojej nadpobudliwości. Rozumiesz? NADPOBUDLIWOŚCI! Dlatego ja postanowiłem się na nich wszystkich zemścić.

- Przestań chrzanić! – jeden z towarzyszy Alekny rzucił się na niego z kindżałem .Van Gaar wytrącił mu broń jednym ruchem i przyłożył miecz do szyi.

- Ooo! Trzymasz z przeklętymi? Jak milutko. Ten tu to szczególnie miły dzieciak. Będzie naprawdę ładnie wyglądał w mojej kolekcji… trupów.

- Zostaw go!!



- Jak sobie życzysz… STRAŻE!!! Nasza przyszła kapłanka zabiła Radę Kapłanów i Głównego, a teraz chce zabić mnie!!! POJMAĆ JĄ!!

Niewidomo skąd pojawiła się chmara strażników, którzy natychmiast pochwycili Aleknę. Ta jeszcze zdążyła dać to zrozumienia swoim towarzyszą by uciekali. Najbardziej opierał się pierwszy, ale inni wspólnymi siłami zmusili go do odwrotu. Generał zbliżył się do Alekny mówiąc do niej:

- Ooo! Zostawili cię? Jak przykro. Skoro ich tak bardzo polubiłaś podzielisz ich los. Staniesz się przeklęta. – a do strażników powiedział – ŚCIĄĆ JĄ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz