Obudziłam się z krzykiem. Znów ten sam sen, to samo wspomnienie. Noc w noc ta sama historia. Po tamtych zdarzeniach zajął się mną mój ojciec. Ważny, zapracowany i bogaty biznesman. Nienawidziłam go z całego serca. Nigdy się mną nie zajmował, nigdy mnie nie kochał. W zasadzie uważałam, że po prostu nie mam ojca.
Przeciągnęłam się i wstałam z łóżka. Idąc do łazienki rzuciłam okiem na mój pokój. Był wielki, z resztą jak wszystkie pomieszczenia w naszym dworku. Tak, zgadza się, w dworku. Miałam mnóstwo kasy, ciuchy od najlepszych projektantów i życie zasłane różami. Nienawidziłam tego. Zawsze chciałam być zwykłym dzieckiem, mieszkającym z obojgiem rodziców w jakimś małym domku. Chciałam miłości i ciepła rodzinnego ogniska, którego nigdy nie zaznałam. A to wszystko za sprawą matki, która zginęła w wypadku, którego wizja nęka ją już prawie trzynaście lat.
Weszłam do łazienki i odruchowo spojrzałam w lustro. Spoglądała na mnie szczupła, niska dziewczyna o czarnym, przeszywającym spojrzeniu i równie czarnych, krótkich włosach. Uwielbiałam swoje włosy, jednak na przekór wszystkim, a przede wszystkim ojcu, trzymałam je krótko ścięte. Moja twarz zawsze była blada z wystającymi kośćmi policzkowymi i dołeczkami. Po chwili spędzonej przed lustrem rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Gorąca woda dawała mi ukojenie i chwilowo zabierała wszystkie troski. Po wyjściu z łazienki podeszłam do ogromnej szafy. Lubiłam się dobrze ubrać, jednak w szkole panowały określone zasady. Mundurek.
Ubrana i gotowa do wyjścia zeszłam na dół. Czekało tam na mnie już śniadanie złożone z dwóch tostów z dżemem i gorącej herbaty.
-Smacznego panienko. –powiedziała Maria – moja osobista pokojówka. Była to wysoka, lecz pulchna kobieta, o miłym uśmiechu i ciepłym głosie.
-Dziękuję Mario. –uśmiechnęłam się. Była jedną z nielicznych osób, które naprawdę lubiłam. –Czy mój samochód gotowy?
-O tak, już czeka do drogi. Na pewno nie chce panienka jechać z szoferem? –proponowała kobieta z błaganiem w głosie.
-Nie. – odparłam twardo. –Wiesz, że tego nie chcę. Sama potrafię prowadzić.
-Ależ oczywiście, ale… To niebezpieczne.
-Niebezpieczne! –prychnęłam. – Wszystko w życiu jest niebezpieczne Mario. A ja nie chcę żyć w klatce. –dodałam opryskliwie i wyszłam z pomieszczenia.
Na zewnątrz panował upał. Słońce świeciło wysoko nad horyzontem, a ciepły wietrzyk przyjemnie okalał mi policzki. Podeszłam do mojego samochodu. Było to Lamborghini Diablo w kolorze moich oczu. Prezent od taty na szesnaste urodziny. Wsiadłam do środka i od razu poczułam specyficzny zapach skórzanych foteli z domieszką zapachu do samochodów. Włożyłam kluczyki do stacyjki i ruszyłam do szkoły.
Budynek był ogromny i bardzo stary. Szare ściany, smukłe okna i wieże powodowały, że wyglądał jak kościół. Przed wejściem zebrali się już uczniowie. Niektórzy uśmiechnięci, inni smutni ale wszyscy tak samo ubrani. Lubiłam to. Nikt nie ukazywał ile ma kasy, jak bardzo lubi róż, czy ile rzeczy ma po starszym rodzeństwie. Po chwili wysiadłam z samochodu i trzasnęłam drzwiami. Gdy szłam w kierunku szkoły czułam na sobie zaciekawione spojrzenia ludzi i słyszałam gwizdy napalonych chłopaków. Nie robiło to na mnie wrażenia. Nie uważałam się nigdy za kogoś szczególnie ładnego, ale przywykłam do tego, że inni myślą inaczej.
W środku panował istny chaos. Jak zawsze przed pierwszą lekcją. Wszyscy się ze sobą witali, spisywali nieodrobione prace domowe, albo snuli plany na popołudnie. Podeszłam do swojej szafki i otworzyłam ją. Była zawalona książkami, pracami na plastykę i innymi niepotrzebnymi przedmiotami. Wiedziałam, że panuje w niej bałagan, ale byłam zbyt leniwa by posprzątać. Wyjęłam książkę od chemii i historii i zatrzasnęłam drzwiczki, za którymi jak zawsze stał…
-Cześć Luke. –powiedziałam znudzona.
-Hej skarbie. –przywitał się podekscytowany chłopak. Był dość wysoki, dobrze umięśniony i nie brzydki. Oczy miał w kolorze nieba, a włosy w kolorze czekolady.
-Co się tak ekscytujesz? –warknęłam, jednak nie zbiło go to z tropu. Wiedział jaka jestem.
-Urządzam jutro imprezę. Mam nadzieję, że przyjdziesz jako moja księżniczka.
-Po pierwsze, nie jestem żadną księżniczką. Po drugie nie jestem twoja. A po trzecie… Kto normalny robi imprezę w środku tygodnia? –zdziwiłam się. Ten pomysł był chory.
- Moi rodzice wyjeżdżają na jakąś konferencje, więc pomyślałem, że to niezły pomysł. Coś nowego. –jego oczy zalśniły. –Zgódź się Mel. Bez ciebie to nie to samo.
-Pomyślę nad tym. –rzekłam dystyngowanie, choć doskonale wiedziałam, że odpowiedź brzmi tak. Luke był jedną z nielicznych osób, którym nie mogłam odmówić.
-Wiedziałem, że się zgodzisz. –uśmiechnął się niczym pięciolatek, który dostał lizaka. –Spadam na lekcje. Trzymaj się mała. –na pożegnanie pocałował mnie w policzek. Co za kretyn..
Weszłam do sali chemicznej. Kilkoro uczniów siedziało już na swoich miejscach, ale większości jeszcze nie było. Gdy tylko przekroczyłam próg, ich głosy ucichły a oczy wlepiły się we mnie. Jako pierwsza odezwała się szczupła blondynka, zdaję się Lisa, która siedziała na kolanach jakiegoś mięśniaka.
-Melanie. –jej głos był pełen udawanej słodyczy. –Słyszałaś może o imprezie u Luka? –w odpowiedzi kiwnęłam głową. – Bo widzisz… Ja i mój chłopak jakimś dziwnym trafem nie dostaliśmy zaproszenia. Czy mogłabyś..
-Nie. –przerwałam jej.
-Co? –dziewczyna zrobiła wielkie oczy.
-Nie, nie mogłabym. –odparłam miękko i zajęłam swoje miejsce. Dziewczyna więcej się nie odezwała.
Po chwili do klasy wszedł nauczyciel a tuż za nim moja jedyna przyjaciółka – Susan. Jak zawsze, była pełna energii, a jej rude włosy płonęły niczym ogień. Gdy tylko mnie zobaczyła posłała mi całusa. Po upływie pięciu sekund siedziała już ze mną w ławce.
-To jak, idziesz do Luka? –uśmiechnęła się drapieżnie. Wiedziała, że go lubię.
-Rany. –mruknęłam. –Czy w tej szkole nie ma innych tematów?
-Wiedziałam, że pójdziesz. –pisnęła zadowolona. Czasem zachowywała się jak mała dziewczynka, ale i tak ją kochałam. –Jutro po szkole pojedziemy do ciebie i ubierzemy się w coś szałowego.
-Jak chcesz…
-Och, nie marudź! – szepnęła mi do ucha. –Musisz wyglądać jak bogini. To będzie twój wieczór. –mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
Po skończonych lekcjach postanowiłam, że poszukam Luka. Chciałam mu powiedzieć, że skoro tak prosi, to może jednak wpadnę na tą głupią imprezę. Jednak gdy tylko go zobaczyłam wszystko we mnie zawrzało. Stał opary o szafkę i flirtował z Lisą. A raczej ona z nim. Z Lukiem! Chłopakiem, który od dwóch lat próbuje mnie poderwać! Podeszłam kilka kroków.
-Luke. –szepnęłam najbardziej uwodzicielsko jak tylko umiałam. Od razu odwrócił głowę w moją stronę, a na jego usta wypłyną lubieżny uśmiech.
-Cześć kochanie. –mruknął. –Zdecydowałaś się już? –puścił mi oczko.
-Eee… Luke. Pytałam cię o coś. –przypomniała mu Lisa, ale mina jej zrzedła gdy zauważyła, że chłopak w ogóle jej nie słucha.
-Zdaje się, że coś już mówiłam na ten temat. –warknęłam. Ta Barbie działała mi na nerwy.
-Tak, ale… To nie twoja impreza. –próbowała się bronić.
-Oczywiście, że jej. –ocknął się Luke. –Nasza. –dodał po chwili namysłu.
-Dokładnie. –przytaknęłam. –Tak więc zmykaj dziewczynko. –szepnęłam jej do ucha. Chciała protestować, ale zdała sobie sprawę, że nie ma to sensu. Wygrałam.
-Czy to oznacza, że przyjdziesz? –upewnił się chłopak i złapał mnie w pasie.
-Oczywiście. –uśmiechnęłam się arogancko.
Leżałam na łóżku przeglądając gazetę. W tym czasie Su buszowała w mojej szafie, szukając czegoś na dzisiejszą imprezę.
-O rany! Ta bluzka jest piękna! A te buty…! –zachwycała się co chwila. W końcu wyszła z niej, ubrana w intensywnie zieloną sukienkę na ramiączkach która idealnie pasowała do jej rudej czupryny.
-Łał, Sus. Wyglądasz bosko. Musisz ją ubrać. –zapewniłam przyjaciółkę.
-Wiem! –zachichotała i spojrzała w lustro. –A ty, co ubierzesz?
-Nie wiem. Znajdę coś na ostatnią chwilę. Nie mam ochoty na przebieranki.
-Och Mel, nie możesz tak. Kiedyś byłaś inna. Taka otwarta, lubiłaś się zabawić. A teraz… Masz osiemnaście lat, a zachowujesz się gorzej, niż moja matka.
-Dzięki kochanie, pomogłaś mi. –warknęłam. Nie cierpiałam, gdy ktoś miał rację w sprawach związanych z moją osobą.
-Daj spokój. Nie możesz się dąsać. Zapomnij o przeszłości i pomyśl o teraźniejszości. Idziesz na imprezę swojego księcia z bajki. Będziesz się świetnie bawić! I musisz wyglądać olśniewająco!
Zastanowiłam się nad jej słowami. Naprawdę aż tak się zmieniłam? Zawsze miałam cięty język i nie lubiłam owijać w bawełnę, ale..
-Chyba masz rację. –westchnęłam w końcu. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. –To jak, pomożesz mi? –uśmiechnęłam się promiennie.
O godzinie 20.00 wyszłyśmy z mojego domu. Susan ubrana w swoją zieloną kieckę, ze spiętymi w kok włosami, ja natomiast, w krwistoczerwonej bez ramiączek i z odkrytymi plecami. Lubiłam ten kolor. Nadawał moim włosom i oczom połysku.
-Baw się dobrze, panienko! –zawołała Maria z progu domu. Uśmiechała się, ale jej oczy były zmartwione.
-Będę! –odkrzyknęłam zadowolona. –Wrócę późno, nie czekaj na mnie. –na pożegnanie przesłałam jej buziaka.
Wysiadłyśmy przed domem Luka. Z budynku dochodziła już do naszych uszu głośna muzyka.
-Ale się cieszę, że tu przyszłyśmy! –zapiszczała cichutko Su. –Czuję, że coś się wydarzy.
Miałam nadzieję, że ma rację.
W środku panował półmrok. Jedynym oświetleniem były lasery i ultrafiolet. Luke wiedział jak się robi imprezy. Niektórzy tańczyli, inni popijali jakiś alkohol i głośno się śmiali. Byli w swoim żywiole.
-Idę po coś do picia, a ty znajdź Luka! –krzyknęła mi do ucha Susan. W odpowiedzi kiwnęłam głową. –Stoi na schodach! –dodała po chwili i odeszła.
Rzeczywiście. Stał na schodach, oparty o poręcz i rozmawiał z jakimś kolesiem. Miał na sobie koszulę, która doskonale opinała jego mięśnie. Włosy lekko nażelował, przez co wydawały się dłuższe. Ruszyłam w jego kierunku.
-Niezła impreza, Luke. –pochwaliłam go, gdy tylko znalazłam się odpowiednio blisko.
-Dzięki. –wyszczerzył zęby w uśmiechu, po czym zlustrował mnie od góry do dołu. Pył pod wrażeniem. –Wyglądasz… Jak bogini.
-Wiem. –uśmiechnęłam się drapieżnie. –Zatańczmy?
-Pewnie.
Gdy tylko weszliśmy na parkiet, muzyka zwolniła. Przysunęłam się blisko chłopaka, a on objął mnie w pasie. Wtuliłam się do jego torsu. Zaczęliśmy się kiwać z rytm muzyki. Luke pachniał delikatną wodą kolońską. Niemal czułam, jak ten zapach przechodzi na mnie.
Po zakończeniu piosenki chłopak wziął mnie na rękę i zaprowadził na górę. Weszliśmy do niedużego pomieszczenia, zapewne jego pokoju.
-No i pięknie. Wylądowałam w twojej sypialni. –zadrwiłam. Stałam w drzwiach, a Luke kilka kroków dalej, w głębi pokoju.
-Boisz się, że sprowadzę cię na złą drogę? –uśmiechnął się zawadiacko.
-Już na niej jestem.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na środku stało sporej wielkości łóżko, a obok niego mała komoda. Pokój oświetlała latarnia uliczna, której światło wpadało przez zasłonięte firankami, duże okno. Stało tam też biurko, na którym ustawione były różne fotografie. Podeszłam bliżej. Niektóre z nich przedstawiały rodzinę Luka, zawsze uśmiechniętą mamę, ściskającego ją tatę oraz młodszą siostrę. Inne natomiast przyjaciół, a także mnie.
-Masz moje zdjęcia? –zdziwiłam się. Jedno z nich przedstawiało mnie i Su na plaży.
-Sam je robiłem, nie pamiętasz? Dwa lata temu, w wakacje.
Dwa lata temu. Wtedy się poznaliśmy. Były to wakacje przed pójściem do liceum. Powoli zaczęłam sobie przypominać te chwile. Nasza trójka bawiąca się beztrosko na plaży. Pamiętałam dokładnie delikatny piasek, szum morza, oraz jego smak, gdy oboje wrzucili mnie do niego.
-Oczywiście, że pamiętam. Nadal jestem obrażona za to, co zrobiliście. –pokazałam mu język.
-Ach tak. –mruknął Luke, a jego oczy zalśniły. –A co powiesz teraz?!
Chłopak podbiegł do mnie i uniósł nad głową. Zaczęłam chichotać i walić go pięściami. Po chwili wylądowaliśmy oboje na podłodze. Zaczęliśmy się wić i turlać, aż opadliśmy z sił. Każde z nas dyszało, jak po przebiegnięciu maratonu.
-Wygrałem. –wydyszał Luke zadowolony z siebie.
-Nie do końca. –wyszeptałam i pochyliłam się, by go pocałować. Jego wargi były miękkie i smakowały alkoholem. Oderwaliśmy się od siebie po dobrych pięciu minutach.
-Nareszcie. Czekałem na to od dwóch lat. –zaśmiał się. Trąciłam go łokciem.
-Uważaj, bo może będziesz musiał znowu poczekać. –ostrzegłam go ostro, ale w moim głosie słychać było zadowolenie.
-O nie. Nie pozwolę na to. –zapewnił, puścił mi oczko i wstał z podłogi. Podszedł do biurka i oparł się o nie. Przez chwile zdawało mi się, że wyciągnął coś z szuflady, ale stwierdziłam, że się przewidziałam.
-Wstań i zamknij oczy. –poprosił łagodnie, jednak w jego spojrzeniu coś się zmieniło.
Zrobiłam o co prosił.
-Co chcesz zrobić? –spytałam po zamknięciu powiek.
-To niespodzianka. –szepnął mi do ucha. –A teraz odwróć się.
Stojąc do niego plecami czułam się niezręcznie. Słyszałam za sobą jego nierówny oddech i zastanawiałam się, czy to nadal od tarzania się na podłodze i pocałunku.
-Luke. Ja… chyba cię kocham, wiesz?
-Wiem Mel. –w jego głosie słyszałam ból. –Ja ciebie też. –szepnął i wbił mi nóż w plecy.
Ból przeszedł całe moje ciało. Nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Co on zrobił?! O co chodzi?! Otworzyłam oczy. Świat zaczął wirować. Upadłam na podłogę. Zobaczyłam jego twarz. Była spokojna, wręcz uśmiechnięta, jednak nie dosięgało to oczy. Oczy były pogrążone w smutku.
-Żegnaj skarbie. –szepnął bezgłośnie.
Świat zaszyła mi ciemność. Nic nie widziałam, nic nie czułam. Umarłam.
Autor: Szablistka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz