niedziela, 16 stycznia 2011

Praca konkursowa #8: Miasto Świateł

Cynthia Sorren leżała na plecach na trawie i wpatrywała się w niebo, które całe było usiane gwiazdami. Lubiła tak patrzeć na te migające punkciki tworzące przeróżne konstelacje. Właściwie sama nie wiedziała co ją tak fascynowało w gwiazdach. Może po prostu czekała na tę spadającą, która spełni jej życzenie? Albo liczyła że zobaczy w nich coś, czego dotąd nie widział nikt inny? Kiedy tak się na nie patrzyło wydawały się wręcz magiczne. Ciężko było uwierzyć że w rzeczywistości to tylko kule gazu zawieszone gdzieś w przestrzeni kosmicznej. Choć z drugiej strony nawet to nie wydawało się zwyczajne.

Dziewczyna spojrzała na zegarek i skrzywiła się. Jeśli zaraz nie wróci do domu zaczną jej szukać. Podparła się na łokciach i już miała wstać, kiedy wyczuła pod ręką jakiś kształt. Zaskoczona podniosła go i przyłożyła do oczu. Był to gładki kamień, z jednej strony płaski natomiast z drugiej wypukły. Nie widziała go dokładnie, ale w jego czarnej powierzchni wyraźnie odbijały się gwiazdy.

Zamrugała i odciągnęła kamień od oczu. Od wpatrywania się w niego zaczęło jej się kręcić w głowie. Włożyła go do kieszeni po czym podniosła się ociężale. Spojrzała ostatni raz w niebo i ruszyła powoli ścieżką. Polana na której leżała nie znajdywała się daleko od wsi, ale i tak trzeba było przejść kawałek.

Po kilku minutach marszu zaczęła się niepokoić. Dobrze pamiętała tę drogę, często nią chodziła, i wiedziała że powinna już minąć rzeczkę, natomiast ani za nią ani przed nią nie było jej widać. Stwierdziła jednak że w ciemności musiała ją przegapić i z lekkim wahaniem szła dalej. Po chwili zobaczyła w oddali światła i westchnęła z ulgą. Czyli jednak się nie zgubiła. Z nową energią przyspieszyła, ale im bliżej wioski się znajdowała tym zaczynała mieć z powrotem większe wątpliwości.

Dlaczego światła paliły się tak mocno? O tej porze we wsi do której przyjechała na wakacje powinny palić się już tylko latarnie dające słabe oświetlenie, tymczasem te wyglądały jak wielkie reflektory, w dodatku z daleka zaczęła słyszeć muzykę, która wraz ze zmniejszającą odległością stawała się coraz głośniejsza. Starała się sobie przypomnieć czy jej znajomi nie planowali urządzić jakiejś ulicznej imprezy, ale kiedy opuszczała wieś nic na to nie wskazywało, zresztą nikt nic o czymś takim nie mówił.

Kiedy podeszła na tyle blisko żeby zobaczyć wyraźnie co się tam dzieje, stanęła zszokowana. W powietrzu, nad całą najbliższą okolicą wisiały świecące kule, dające mocniejszy blask niż mnóstwo lamp. Wyglądały właściwie jak małe słońca, ale od patrzenia na nie nie bolały oczy. Wydawały się takie... zimne. I takie też dawały światło. Były porozwieszane w pewnej odległości od siebie, tak więc na dole nie było tak jasno jak w dzień, ale też jeśli nie popatrzyło by się w niebo ciężko byłoby stwierdzić że definitywnie jest noc.

Na dole roiło się od ludzi. Niektórzy stali i rozmawiali, inni biegali, a jeszcze inni tańczyli w rytm muzyki która wydawała się wszechobecna. Wszyscy byli pełni energii i niesamowicie radośni.

Cynthia zawahała się. To zdecydowanie nie była jej wioska. Czyżby zgubiła drogę? I co to były za światła zawieszone w powietrzu? Powoli ruszyła dalej, tłumacząc tą decyzję sobie że to pewnie jakieś nowe lampy, a poza tym przynajmniej zapyta kogoś o drogę do domu.

Niepewnie weszła w tłum ludzi. Czy to była jej wieś czy nie, co oni robili tam o tej porze? Zapewne tak jak wcześniej myślała urządzili sobie imprezę... Ale nawet jak na to wyglądało to dziwnie.

Po drugiej stronie drogi stały budynki. Wszystkie niskie, ze srebrnymi wykończeniami. Właściwie to srebro charakteryzowało to miejsce. Każdy miał na sobie coś srebrnego- czy to bluzkę w srebrne paski, spodnie, bransoletkę czy opaskę... Zauważyła nawet dziewczynę która miała prawie całe srebrne włosy. Zeszła na bok chodnika żeby nie rzucać się w oczy i zaczęła wypatrywać kogoś kogo mogła by spytać o drogę. Już miała podejść do miło wyglądającej kobiety w srebrnych butach, kiedy poczuła że ktoś chwyta ją za rękę. Zaskoczona odwróciła się natychmiast i prawie wpadła na dziewczynę stojącą przed nią. Była na oko siedemnastoletnia, czyli w jej wieku, miała krótkie czarne włosy i brązowe oczy, fioletowy top bez ramiączek, a na ramiona zarzucony czarny żakiet ze srebrnymi brzegami, do tego czarną spódniczkę.

- Jesteś podróżnikiem?- spytała zaciekawiona i przechyliła głowę.

- Eee, słucham?- odpowiedziała Cynthia nie bardzo wiedząc o co chodzi.

Ta tylko uśmiechnęła się ciepło po czym odpowiedziała:

- Od razu widać że nie jesteś stąd. Nie wyglądasz tak.

Szatynka spojrzała na nią niepewnie. Jasne że nie była stąd, zauważyła że ci ludzie wyglądali inaczej, ale przez wytykanie jej tego poczuła się jak jakiś dziwoląg.

Nieznajoma najwyraźniej poprawnie odczytała jej minę, bo dodała pośpiesznie przepraszającym tonem:

- Oj, nie chciałam cię urazić. Po prostu nie wyglądasz i nie zachowujesz się jak miejscowa. To normalne u obcych z innych miejsc.- wzruszyła ramionami po czym wyciągnęła do niej rękę.- Jestem Lycia Stell.

Cynthia niepewnie potrząsnęła jej ręką, nadal nie rozumiejąc jej słów.- Cynthia.- powiedziała. Nie czuła potrzeby zdradzania obcej swojego nazwiska, mimo że ta jej je podała. Odchrząknęła.- Eee, co to za miasto?- spytała po czym ugryzła się w język. To musiało zabrzmieć idiotycznie- nie wiedzieć gdzie się znajdowała.

Lycia jednak wcale nie wydawała się zdziwiona jej pytaniem, wręcz przeciwnie, wyglądała jakby właśnie na nie czekała.

- To miasto świateł.- odpowiedziała rozmarzonym tonem i spojrzała do góry. Kiedy z powrotem opuściła wzrok na swoją rozmówczynię zaśmiała się widząc jej minę.- Naprawdę. Nie wiem dlaczego wszystkim obcym wydaje się to takie dziwne.- pokręciła głową z dezaprobatą.

Cynthia zmarszczyła nos. Znowu została nazwana "obcą". To nie było miłe.

- Wiesz jak dojść do Lascott?- podała nazwę swojej wsi z lekką złością w głosie. Potem nagle coś sobie przypomniała.- Co to jest?- wskazała na jasne kule w górze.

- Światła.- odparła dziewczyna tak jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

- Tyle to ja też już zdążyłam zauważyć.- powiedziała Cynthia z ironią w głosie.- Chodzi mi o to jak one się tam utrzymują, coś je wyświetla czy co...?

Brunetka uśmiechnęła się tajemniczo.

- Chodźmy gdzieś porozmawiać to ci wszystko wyjaśnię.- powiedziała, po czym widząc jej niepewną minę dodała.- Potem wskażę ci drogę do domu.

Zawahała się. Nie miała zbyt wielkiej ochoty jeszcze gdzieś iść jako że było coraz później, z drugiej strony nie chciała być nie miła. Rozważała przez chwilę pomysł podejścia do kogoś innego, w końcu jednak ruszyła za dziewczyną.

Przeszły kawałek ulicą, po czym weszły do niziutkiego budynku, który oprócz tego że miał ceglane ściany wyglądał jak namiot, z racji tego że miał srebrny materiałowy dach.

W środku przy stolikach siedzieli ludzie, wszyscy uśmiechnięci. Przypominało to trochę bar, ale panowała tam tak radosna atmosfera że jednak nie sposób było tak tego określić. Zdała sobie sprawę że jeszcze nie widziała tu nikogo ponurego. Każdy się śmiał czy uśmiechał cały czas. Nawet Lycia.

Spojrzała na dziewczynę która siadała właśnie przy jednym ze stolików po czym powiedziała:

- Yyy, przepraszam ale jednak się spieszę, mogłabyś mi po prostu powiedzieć którędy mam iść?

Ta tylko machnęła lekceważąco dłonią.

- Nie martw się o czas. Tutaj on nie istnieje. Nie wiem dlaczego zawsze tyle o nim...- przerwała widząc że szatynka patrzy na nią jak na idiotkę.- Jedna chwila. Naprawdę.

Podeszła do niej wolnym krokiem po czym usiadła na brzegu krzesła.

- A więc... co?

Brunetka wskazała ręką w górę. Pod sufitem zawieszone były kule świateł, takie same jak na zewnątrz tylko że mniejsze.

- Pytałaś co to jest.- stwierdziła.

Cynthia skinęła głową.

- Cóż, nie wiem jak ci to wyjaśnić żebyś nie uznała mnie za wariatkę...- zaczęła.- Widzisz, to dość szczególne miasto. Znaczy dla mnie nie, ale...- urwała, widząc że odchodzi od tematu.- W każdym razie dla nas jest tylko ono. O istnieniu innych miejsc dowiedzieliśmy się od takich ludzi jak ty. Podróżników z innych światów.

- Masz rację. Niestety muszę uznać cię za wariatkę.- powiedziała stanowczo, po czym dodała:- Po za tym nie odpowiedziałaś ciągle na moje pytanie

Lycia zmarszczyła nos.

- No widzisz. Nie wierzysz mi w to że jesteś jakby w innym świecie chociaż nad głową masz dowód.- westchnęła.- Ale zawsze tak jest.- pokręciła głową.- Z opowieści innych wynika że u was nie ma takich świateł. Macie jakieś, jak to było... eleryczne?

- Chyba elektryczne.- poprawiła ją, po czym zorientowała się że dziewczyna pewnie się z niej nabija, więc zaczęła wstawać z krzesła.- Jeśli nie masz zamiaru powiedzieć mi czegoś normalnego to ja już będę szła...

- Zaczekaj!- zawołała obca, po czym pospiesznie sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej prostokątny przedmiot, inkrustowany jakimś misternie zrobiony srebrnymi znakami, które na brązowym tle wyglądały pięknie.

- Co to jest?- spytała Cynthia zbita z pantałyku.

Czarnowłosa nacisnęła jakiś symbol na przedmiocie, z którego natychmiast zaczęło unosić się światło tworząc niewielką kulę, trochę mniejszą niż te pod sufitem.

Cynthia opadła z powrotem na krzesło zaskoczona.

- Co to jest?- powtórzyła się, po czym przybliżyła rękę do kuli, a następnie natychmiast ją od niej odsunęła, bojąc się że ją poparzy. Światło było jednak tak samo zimne jak wyglądało.

- Kiedyś chłopak z waszego świata- a może nie był on z waszego świata, w końcu nie znam innych światów, może jest ich mnóstwo- nazwał to magią. Ale dla mnie magia to raczej latanie. Idąc tym tropem wy też umiecie czarować, w końcu możecie latać.- rozmarzyła się.- Dla nas to światło jest normalne, jak dla was latanie.

- Nie umiemy latać.- Cynthia zmarszczyła nos, po czym zorientowała się że dziewczynie pewnie chodziło o samoloty.- To maszyny latają, my sami nie możemy.

Tamta wzruszyła ramionami.

- Nieważne.

- Tak czy siak nie rozumiem o co ci chodzi z tymi światami. Owszem, nie jestem z tego miasta, ale to ten sam świat! Choć te światła są dziwne... W każdym razie- wróciła się- przed chwilą byłam na łące na którą przyszłam z mojej wsi. W drodze powrotnej zgubiłam drogę i tyle. Zresztą mówiłaś że wiesz gdzie znajduje się Lascott.

Lycia westchnęła.- Chciałabym to wiedzieć. Bardzo chciałabym zobaczyć wasz świat, ale to niestety niemożliwe. Wy zawsze odchodzicie w tym samym miejscu, ale ja muszę zostać.- powiedziała. Można by uznać że była trochę smutna, ale mimo to ciągle miała na twarzy uśmiech więc ciężko było to stwierdzić.- Czy zanim tu doszłaś patrzyłaś w jakiś kamień?

Szatynka spojrzała na nią jak na idiotkę. Potem przypomniała sobie o kamieniu nadal tkwiącym w jej kieszeni. Powoli go wyjęła. Teraz mogła mu się dobrze przyjrzeć. Miał idealnie gładką czarną powierzchnię, ale tym razem nie odbijały się w nim światła. Jak mogła zobaczyć w nim gwiazdy?

- Dobrze że go masz. Inaczej mogłabyś nie wrócić.- Lycia spojrzała na nią bacznie.- Każdy podróżnik miał przy sobie taki kamień. Mówił, że ujrzał w nim gwiazdy. Żeby wrócić prawdopodobnie musisz zrobić to samo, ale do tego musisz odejść poza miasto bo tu światła to uniemożliwiają.

- Jasne.- odpowiedziała z sarkazmem, choć z nutą wahania w głosie.- No a co w końcu z tymi światłami? Skąd one się biorą?

Brunetka parsknęła z niedowierzaniem.

- A ty ciągle o tym? Mówiłam już. Z nikąd. Po prostu istnieją. Dla nas są rzeczą naturalną, jak dla was te samochody, czy samoloty...

- Tutaj ich nie ma?- spytała Cynthia z niedowierzaniem.

- Nie. Właściwie to przecież sama nie jestem pewna czy one istnieją. Możesz kłamać. W końcu nie widziałam ich na własne oczy.- wzruszyła ramionami widząc minę dziewczyny.- No widzisz? A ty masz dowód przed nosem a dalej nie wierzysz.

Cynthia nagle poczuła się strasznie głupio. A jeśli ta dziewczyna mówiła prawdę? Co z tymi światłami? Czy to było możliwe w jej świecie? Czy tylko tutaj... Potrząsnęła głową. Za dużo o tym myślała.

- Poczekaj chwilkę.

Podskoczyła słysząc głos który wyrwał ją z rozmyślań.

- Gdzie idziesz?- spytała.

Ta jednak nie zwróciła na nią uwagi, wstała od stolika i odeszła gdzieś w głąb sali. Po chwili wróciła, niosąc ze sobą, świecący puchar. Postawiła go przed nią i opadła z powrotem na krzesło.

- To czyste światło.- wyjaśniła Lycia.- Jeśli spróbujesz go trochę, zobaczysz nasz świat naszymi oczami. Taki jaki może być dla ciebie jeśli zdecydujesz się na wypicie całego pucharu.

- Co masz na myśli?- spytała podróżniczka, po czym dodała- Nie da się wypić światła.

- Po prostu przyłóż kielich do ust.- odparła tamta.

Cynthia nachyliła się na pucharem. W środku nie było widać niczego poza światłem. Było tak samo jasne jak to z kul. Powoli zaczęła zbliżać usta do krawędzi, ale stwierdziła że próbowanie wypicia światła musi pewnie wyglądać głupio, więc podniosła wzrok na swoją rozmówczynię żeby zobaczyć czy ta się przypadkiem z niej nie śmieje, jednak ona siedziała tylko spokojnie w oczekiwaniu.

W końcu podniosła kielich do ust i zanim zdążyła zacząć się zastanawiać co ma niby z nim dalej zrobić, poczuła jak trochę światła jakby wlewa jej się samo w usta. Nie czuła żadnego smaku, jedynie to widziała.

Nagle przed jej oczami zrobiło się niesamowicie jasno. Widziała jakby wszystkie kule światła razem wzięte. Było to trochę przytłaczające ale nie raziło. A potem światło zaczęło się dzielić i oddalać od siebie, formować w kule i rozprzestrzeniać na czarnym tle. Przez chwilę miała wrażenie że widzi gwiazdy, ale potem przypomniała sobie co to naprawdę jest. Następnie usłyszała muzykę. Była to melodia tak cudowna, że od razu zrobiło jej się wesoło a nogi same rwały się do tańca. Miała wrażenie że schodzi na ziemię, kiedy tanecznym krokiem biegła przez ulicę Miasta Świateł. Co chwilę zatrzymywała się przy kimś żeby albo z nim zatańczyć, albo zamienić kilka słów, oczywiście tylko pozytywnych. Skręciła w jedną z ulic i ujrzała przed sobą srebrną rzekę, na brzegu której siedziało i śmiało się kilku ludzi. Rozpędziła się i wskoczyła do niej. Zdała sobie sprawę że nie ma w niej wody, jest tylko srebrne światło, które poruszało się do przodu jak zwykła rzeka, niosąc ją przy tym na powierzchni. Było to uczucie tak przyjemne, że chciała żeby nigdy się nie kończyło. Leżała na plecach na "rzece" i oglądała mijane po drodze krajobrazy. Światło płynęło między budynkami, więc po ulicach obok wszędzie chodzili jacyś ludzie, którym machała, a oni jej odmachiwali.

Kiedy rzeka wzięła nagle ostry zakręt, ona wyskoczyła płynnie na brzeg i weszła w kolejną uliczkę. Na jej końcu zobaczyła że rozciąga się obszerny plac na którym coś błyszczy. Podbiegła do niego.

Przed oczami ujrzała najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek widziała. Na środku placu stała fontanna. Ale nie zwykła fontanna, tylko świetlista. Tryskało z niej jasne światło, rozpryskując się na wszystkie strony, dając efekt dużo lepszy od niejednych fajerwerków. Wokół niej biegali ludzie, starając się wpaść pod spadające z góry światło. Przyłączyła się do nich. Złapała za rękę jakiegoś chłopaka i dziewczynę i razem z nimi wirowała wśród rozbłysków. Po kilku minutach oddaliła się od nich i weszła do budynku w którym odbywały się występy.

Na scenie stała dziewczyna, na oko dwudziestoletnia i śpiewała jakąś piosenkę. Wokół niej jaśniała poświata, która sprawiała że wyglądała jak anioł. Cynthia stanęła z innymi oczarowana jej głosem. Kiedy ta skończyła, zewsząd rozległy się liczne oklaski. Nagle szatynka poczuła że też ma ochotę zaśpiewać. Nikt jej nie zatrzymywał kiedy wchodziła na scenę, a raczej wręcz przeciwnie, inni byli chyba bardzo zaabsorbowani tym pomysłem.

Stanęła na środku i otworzyła usta, a z nich zaczęła wypływać melodia tak piękna, że nigdy nawet się nie spodziewała że potrafiłaby tak zaśpiewać. Właściwie nawet nie wiedziała dokładnie o czym była piosenka którą śpiewała, nie zwracała uwagi na słowa, wypływały one z niej tak naturalnie że ciężko było się nad nimi zastanawiać. Na pewno były bardzo pozytywne.

Kiedy skończyła, tak jak poprzednio, wszyscy obecni zaczęli klaskać. Uśmiechnęła i ukłoniła, po czym wyszła z pomieszczenia. Z powrotem była na ulicy, otaczana przez tym razem inną, ale równie piękną muzykę, miłych ludzi i wspaniałe światła. Szła tym razem wolno, wpatrując się w górę, w jaśniejące kule. Przepełniała ją energia, wydawało jej się że nigdy nie była tak szczęśliwa.

Weszła z powrotem do budynku w którym siedziała wcześniej z Lycią. Podeszła do stołu na którym stały w rządku świetliste puchary i wzięła jeden do ręki. W chwili w której przyłożyła usta do jego krawędzi, krajobraz przed jej oczami znowu zaczął się rozmywać i stał się świetlisty. Po chwili znowu siedziała twarzą twarz z Lycią, która uśmiechała się do niej delikatnie.

Zamrugała zdziwiona. Nagle spostrzegła że wciąż ma w ręku kielich który przyniosła jej dziewczyna. Na wspomnienie wszystkich tych wspaniałych rzeczy które widziała, natychmiast podniosła go z powrotem do ust, jednak w ostatniej chwili się powstrzymała. Nie pamiętała dokładnie co takiego tamta jej wcześniej powiedziała, ale było to coś niepokojącego, co nie pozwalało jej na natychmiastowe wypicie reszty.

- Co to było?- spytała ostrożnie.

- Już ci mówiłam. Widziałaś miasto świateł naszymi oczami.

- Czy... mówiłaś coś o tym co się stanie kiedy wypiję wszystko. Co to było?

Brunetka uśmiechnęła się tajemniczo.

- Staniesz się częścią tego świata i zostaniesz tu na zawsze.

Cynthia nie wiedziała dlaczego ale trochę ją to przeraziło. Bo z drugiej strony niczego bardziej nie pragnęła niż tego.

- Czy... czy to co widziałam naprawdę tu jest? Ta rzeka i fontanna...- zaczęła niepewnie.

- Oczywiście, są cudowne.- westchnęła z rozmarzeniem.

- Ale... ale jak mogłabym tak po prostu stać się częścią tego świata? Dlaczego widziałam te obrazy?- zaczęło ją nachodzić coraz więcej wątpliwości. Przypomniała sobie dokładnie wszystko to co widziała i nagle wydało jej się to niesamowicie nienaturalne. Nie miała wtedy żadnych zmartwień, nie interesowały ją żadne przyziemne sprawy, nie nachodziły ją żadne troski i zmartwienia. Liczyło się jakby tylko szczęście. Z drugiej strony... czy nie właśnie tak zachowywali się tutejsi ludzie? Nagle naszła ją najgorsza myśl: co jeśli to był jakiś środek odurzający?- Co było w tym kielichu?- pisnęła.

Lycia westchnęła.

- Nie rozumiem ciebie ani innych ludzi z innych światów i nigdy nie zrozumiem. Nie myślę tak jak wy. Dla mnie większość rzeczy które mówisz nie ma sensu. Przejmujesz się błahymi sprawami które dla mnie nie mają znaczenia. I nie chcę żeby miały. Czuję się tu szczęśliwa, tak jak ty na pewno się czułaś po wypiciu trochę światła.- zatrzymała się na chwilę.- Wiesz... mówi się że my wszyscy byliśmy podróżnikami. Że wszyscy przybyliśmy z innych światów. Może to prawda. Nie pamiętam tego. Nie chcę pamiętać. Cieszę się że tu jestem i nie chcę odchodzić.

- Nie urodziłaś się tutaj?- Cynthia spytała głupio.

Lycia pokręciła głową.

- Nie wiem. Jestem tu odkąd pamiętam.

- Czy... czy jeśli to wypiję też o wszystkim zapomnę? O rodzinie, o domu?- ta myśl ją przeraziła.

Brunetka potrząsnęła głową.

- Nie wiem. Ale jeśli to wypijesz to cię o to nie zapytam.

- Dlaczego?- spytała zdziwiona.

- Bo nie ma takiej potrzeby.- odparła krótko.

Cynthia zmarszczyła nos i wpatrzyła się w kielich. Z jednej strony bardzo chciała go wypić, z drugiej wiedziała że nie może. Nie mogła zostawić swojej matki, ojca, ani siostry. Nie chciała.

- Ja... nie mogę.- powiedziała po czym odstawiła kielich z powrotem na stół.

- W porządku. -odparła Lycia.

Szatynka spojrzała na nią w poszukiwaniu jakiś oznak zawodu czy złości, ale nie mogła ich dojrzeć. Jej twarz zdobił cały czas ten sam radosny uśmiech.

Dziewczyna jakby pośpieszyła jej z wyjaśnieniami:

- To twoja decyzja. Nie będę cię do niczego zmuszać. Dajemy taki wybór każdemu podróżnikowi.

- Czy inni to wypili?- spytała Cynthia. Właściwie nie była pewna czy chciała słyszeć odpowiedź. Jeśli brzmiałaby ona tak poczułaby się głupio, że jako jedyna tego nie zrobiła. Czy to wpłynęło by na jej decyzję? Nie wiedziała.

Lycia wzruszyła ramionami.

- Jedni tak, inni nie.

Cynthia westchnęła z ulgą.

- Ale czy mogłabym zobaczyć chociaż tą rzekę lub fontannę?- spytała.

Brunetka pokręciła głową.

- Jeśli się w niej zanurzysz da to taki sam efekt jakbyś wypiła do końca światło.

- Ale tylko popatrzeć...- powiedziała cichym głosem po czym ugryzła się w język. O co ona prosi? Nie potrafi zdecydować się na zostanie na zawsze w tym świecie ale i tak chce go zobaczyć.

Lycia uśmiechnęła się słabo.

- W porządku. Skoro tego chcesz.

Wyszły z budynku i przeszły tę samą drogę którą przemierzała już wcześniej. Stwierdziła ze zdumieniem że wie dokładnie co gdzie jest i jak gdzie dojść.

Kiedy doszły do ulicy na końcu której mieniła się srebrna rzeka, poczuła jakieś dziwne ukłucie w żołądku. Chyba nie wierzyła że rzeka naprawdę tam będzie. I chyba nie chciała żeby tam była, bo wiedziała że będzie chciała do niej wejść. Patrzyła tęsknie na srebrną wstęgę przed nią i ostatkami sił powstrzymywała się żeby do niej nie wbiec. Przypominała sobie że nie może tak po prostu uciec od swoich problemów z codziennego świata, od trosk, zmartwień, a przede wszystkim od rodziny. To by było zbyt na skróty. Ale i tak wydawało się to niezwykle kuszące...

- Chodźmy już.- powiedziała stanowczo. Wiedziała że im dłużej tu zostanie tym najdzie ją więcej wątpliwości co do jej decyzji.- Pokaż mi drogę do mojego świata.

Lycia bez słowa prowadziła ją przez kręte uliczki Miasta Świateł, mijając po drodze wspaniałe rzeczy których Cynthia nie widziała w swojej wizji, ale dla których chciałaby tu pozostać. Przyspieszyła kroku. Nie mogła tak myśleć.

W końcu doszły do końca ulicy, za którą rozciągała się polna droga i czyste niebo, bez świateł. Zamrugała zdziwiona. Nie powinno jej tu być. Tak pamiętała ze swojej wizji.

- Co widzisz?- spyta Lycia zaciekawionym tonem.

- Hę?- odparła bezmyślnie Cynthia.

- Każdy podróżnik widzi tu swój świat. Ale dla mnie do tylko dalsza część miasta. Jeśli pójdę dalej po prostu zatoczę koło.

Podróżniczka pokiwała głową. Mówiła prawdę. To właśnie widziała kiedy wypiła trochę światła z kielicha. Niekończące się i wspaniałe Miasto Świateł.

- Widzę polną drogę. I łąki. I drzewa.- Kiedy o tym pomyślała zorientowała się że w mieście nie widziała żadnych drzew. To wydało jej się smutne. Cudowna architektura ale bez zieleni.

- Będę mogła tu kiedyś wrócić?- spytała. Z jednej strony pragnęła tego z całego serca, a z drugiej obawiała się czy za drugim razem nie podjęłaby innej decyzji.

- Kto wie. Ale nie widziałam tu dwa razy tej samej osoby jeśli za pierwszym razem opuściła to miasto.

Mimo wszystko zrobiło jej się smutno z tego powodu.

- Przepraszam że byłam taką beznadziejną rozmówczynią. Pewnie nie rozumiałaś połowy z tego co mówiłam.- zaśmiała się lekko.

- Przyzwyczaiłam się.- Lycia uśmiechnęła się ciepło.

- Czyli... mam po prostu iść dalej, tak?- spytała.

Lycia pokiwała głową.

- Potem chyba musisz spojrzeć w ten kamień. Ale zrób to dopiero kiedy nie będziesz widziała już świateł miasta.

- W porządku.- powiedziała i przełknęła ślinę.- No to... cześć.- Już miała odwrócić się i odejść kiedy poczuła że dziewczyna łapie ją za rękę.

- Poczekaj.- wyjęła z kieszeni prostokątny przedmiot z którego wcześniej wyczarowała świecącą kulę.- Weź to. Niech przypomina ci nasze miasto.

- Nie mogłabym...- zaczęła, ale dziewczyna natychmiast jej przerwała:

- Ależ tak. Nie martw się, ten nie jest jedyny, mam ich więcej.- uśmiechnęła się szeroko.

Cynthia niepewnie wzięła przedmiot do ręki. Nie był ciężki, ale za to trochę zimny w dotyku.- Dziękuję.- powiedziała.

- Możesz go użyć już tylko raz i będzie się palił bardzo krótko, ale zawsze to coś.

Szatynka skinęła jej głową, po czym zaczęła się oddalać w kierunku łąk. Po kilkunastu krokach odwróciła się żeby pomachać jej jeszcze na pożegnanie, ale dziewczyny już nie było. Oczywiście, pomyślała. Dla niej nie ważne było patrzenie za kolejnym podróżnikiem, będą następni. Ta myśl była trochę gorzka, ale przez wypicie odrobiny światła znała punkt widzenia mieszkańców miasta i rozumiała ją.

Powoli oddalała się coraz dalej, przestała już słyszeć muzykę, światła były bardzo rozmyte. W końcu ślad po mieście zniknął. Po pewnym czasie doszła na łąkę na której wcześniej leżała i wyjęła z kieszeni kamień. Czy to było takie proste? Czy gdyby teraz po prostu zawróciła z powrotem trafiłaby do Miasta Świateł? Nie wiedziała, ale po prostu nie mogła nie spojrzeć w kamień. Tym razem z powrotem odbijały się w nim gwiazdy. Podniosła głowę. I już? To wszystko? Opuściła głowę, ale tym razem kamień był matowy, nic się w nim nie odbijało tak jak wtedy kiedy siedziała przy stoliku z Lycią. Przestraszyła się. Co jeśli straciła jedyną szansę powrotu? Popatrzyła na niego jeszcze kilka razy ale ciągle nic.

Zrezygnowana ruszyła z powrotem polną ścieżką, z zamiarem poproszenia Lycii o jakąś inną wskazówkę dotyczącą powrotu, jeśli trafiłaby znowu do miasta. Miała jednak cichą nadzieję że tak się nie stanie.

Po kilku minutach marszu minęła strumyk, i przypomniała sobie że wcześniej go nie dostrzegła. Czyżby go wtedy przeoczyła? Coraz bardziej jednak krajobraz wokół niej zdawał się bardziej znajomy do tego którego znała niż tego którego mijała jeszcze nie dawno.

W końcu zobaczyła przed sobą słabe światło latarni ulicznych. W pierwszej chwili przestraszyła się że mogła znowu trafić do Miasta Świateł, ale potem zorientowała się że tamte światła były dużo, dużo mocniejsze.

Z westchnieniem ulgi weszła w znajomy rejon. W jej domu nadal paliły się światła, czyli ciągle na nią czekali. Pewnie mogła spodziewać się szlabanu za tak późny powrót. Spojrzała na zegarek i z zaskoczeniem stwierdziła że odkąd patrzyła na niego po raz ostatni nie minęło wcale tyle czasu. Tak jakby tylko tyle ile zajął jej powrót do domu.

Weszła do środka i nie wiedziała co ma zrobić. Opowiedzieć im o tym? Czy jej uwierzą? Doszła jednak do wniosku że jest zbyt zmęczona i przytłoczona wszystkimi zdarzeniami, więc stwierdziła że zajmie się tym jutro. Włożyła kamień i zapalnik, jak go nazwała, do szuflady, i poszła spać.

Kiedy się obudziła była zdezorientowana. Nie była pewna co było jawą a co snem. Z jednej strony te wspomnienia były strasznie realistyczne, z drugiej niesamowicie nieprawdopodobne. Co gorsza nikt nie mógł jej powiedzieć co było prawdą a co nie.

Cały dzień chodziła jak w transie zastanawiając się nad tym. Kiedy nadszedł wieczór postanowiła że jeszcze raz pójdzie na łąkę. I wtedy nagle przypomniała sobie o przedmiocie który dostała od Lycii, a który o ile dobrze pamiętała włożyła wczoraj do komody.

Z bijącym sercem odsunęła szufladę. Kiedy zobaczyła że na jej dnie leży zapalnik i kamień ogarnęły ją sprzeczne emocje. Z jednej strony była szczęśliwa że to okazało się prawdą, a z drugiej przerażona.

Ostrożnie wzięła go do ręki. Był taki jaki go zapamiętała. Wodziła palcami po inkrustacjach, kiedy w pewnej chwili jedna z nich się wcisnęła do środka. Zabrała natychmiast palec wystraszona że mogła coś popsuć, kiedy nagle z czubka przedmiotu zaczęło unosić się delikatne światło i formować w kulę.

Stała jak skamieniała zbyt oszołomiona żeby coś zrobić. Nawet jeśli przekonała się że ten przedmiot istnieje, chyba nie wierzyła w to że naprawdę mógłby stworzyć kulę światła. Powoli podniosła do niego rękę i poczuła to samo zimno co wtedy.

Stała przez chwilę jak zaczarowana i przyglądała się światłu, kiedy w końcu otworzyła usta i zawołała wszystkich domowników. Teraz kiedy to światło naprawdę tu było będzie im mogła o wszystkim opowiedzieć, a oni siłą rzeczy będą musieli jej uwierzyć.

Po chwili jednak światło zaczęło blaknąć, coraz bardziej, a w chwili w której jej siostra weszła do pokoju zniknęło całkowicie.

Oszołomiona tym stała przez chwilę w ciszy nie wiedząc co ma im powiedzieć, aż w końcu bez słowa pokazała im prostokątny przedmiot. Oczywiście się nim zachwycali, ale nie wiedzieli dokładnie co to jest. I już się nie dowiedzą, pomyślała ze smutkiem.

W takim też nastroju ruszyła na łąkę, w jednej ręce ściskając prezent od Lycii, a w drugiej czarny kamień. Nigdy więcej nie zobaczyła w nim gwiazd. Nigdy więcej też znad zapalnika nie uniosło się światło. Ale te dwa przedmioty przypominały jej o tamtym miejscu. A kiedy patrzyła w gwiazdy, miała wrażenie że widzi z dołu Miasto Świateł.

Autor: Calis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz