wtorek, 1 lutego 2011

Praca konkursowa #27: Perseidy

Rozdział I: sierpień.
Stała samotnie na tarasie. Była noc. Dziewczyna o zielonych oczach wpatrywała się w niebo. Ubrana była w przewiewną koszulę nocną. Na jej twarzy malowała się tęsknota.
- Boże, proszę cię kolejny raz o mężczyznę, który mnie wreszcie pokocha. Chciałabym aby ktoś zaczął interesować się moim życiem i opiekował się nade mną w tym świecie. Proszę spełnij moją prośbę- powiedziała szeptem.
Nagle na granatowym nieboskłonie pojawiła się spadająca gwiazda, a zaraz po niej setki innych. Meteoryty te to Perseidy. Co roku obserwowała je ze swojego tarasu. W samotności zaczęła cicho śpiewać pieśń.
- “What I'm seeing... is it real? What I'm feeling... is it real? What I'm doing... is it real?...” - śpiewała dalej. Wpatrując się w niebo z jej oczu spłynęło kilka łez, ale nie powstrzymało to jej śpiewu.
Na niebie pojawił się największy jak do tej pory meteoryt. Był duży, ale niestety spalił się w atmosferze zielonkawym światłem. Zostawił po sobie trzy długie, szarawe smugi, tak samo jakby leciał samolot. Po chwili i one zniknęły.
- “Just keep your vision, your dream, and your soul alive. Be as you are, I will always be right by your side…”- dziewczyna skończyła swoją pieśń. Była zachwycona ostatnim zjawiskiem na niebie. Wróciła do pokoju, położyła się do swojego łóżka i zasnęła.
Sen ogarnął ją bardzo szybko. W jej umyśle pojawił się nowy świat. Był zupełnie inny niż ten, który znała. W powietrzu unosiły się geometryczne bryły, a z nich wyrastały rośliny.
- Gdzie ja jestem?- zapytała patrząc na wytwór swojej wyobraźni. Usłyszała rżenie konia. Zza jej pleców z ciemności wyłonił się biały rumak. Odwróciła się. Klacz była niespokojna. Lecz gdy dziewczyna ją pogłaskała od razu się uspokoiła.
- Skąd się tu wzięłaś? Czemu jesteś taka nerwowa?- powiedziała. Wsiadła na osiodłanego konia i pognała w głąb wyspy. – Znowu te dziwne sny - powiedziała sama do siebie. – Za każdym razem coś się zmienia poza tobą, Kairo- poklepała klacz i zatrzymała ją przy antycznej świątyni. Zsiadła z konia i zabezpieczyła wodze. Podchodząc do świątyni zobaczyła wielki, jaśniejący w ciemnościach kamień, przy którym ktoś siedział. – Witaj, kim jesteś?- zwróciła się do postaci, ale ta nie odpowiedziała.
Na niebie pojawiło się kilka meteorytów. Ta noc była niczym ta w rzeczywistości, tylko w innym miejscu. - Czemu nie odpowiadasz?- zapytała niepewnie.
- Wybacz mi, modliłem się do Boga o drugą połówkę- był to mężczyzna. Dość wysoki. Jego głos brzmiał tak głęboko, że poruszył serce dziewczyny. Postać wstała, a gdy się odwróciła natychmiast znikła. Dziewczyna została sama w swoim śnie.
- Kim on był? Co robił w moim śnie?- zapytała samą siebie. Poczuła nagły chłód. Spojrzała się przed siebie i była znowu w swoim pokoju. Leżała na swoim łóżku, w swoim pokoju.
Na jej dłoni siedział mały świetlik, który wleciał przez otwarte drzwi na taras. Jego blask był taki spokojny i ciepły. Dziewczyna uśmiechnęła się do światełka.
„Kim on był? Zdaje mi się, że go znam…”- pogrążyła się w myślach. Przez resztę nocy nie mogła ponownie zasnąć.
***
Każdej kolejnej nocy dziewczynie śniła się Kairo oraz nieznajomy. Za każdym razem gdy chłopak chce spojrzeć na nią znika, a po chwili sen się rozpada.
Mijały tygodnie,… miesiące z tym samym nieznajomym w innym krajobrazie. Rozmawiali ze sobą, ale bardzo krótko, za każdym razem chcieli zobaczyć swoje twarze.
Następny dzień. Tym razem nie mogła zasnąć tak łatwo. „Nigdy chyba nie zobaczę jego twarzy… . Może wreszcie go spotkam w realnym świecie? Chcę zobaczyć jego twarz. Jestem pewna, że ma ze mną coś wspólnego.” W jednym momencie jej myśli ucichły. Wokół niej powstał śnieżno-biały puch. Mężczyzna z jej snów wspinał się na bardzo stromą górę. Dziewczyna ruszyła za nim. Chłopak starał się nie zwracać na nią uwagi.
Nagle jej noga osunęła się i zaczęła spadać. STOP. Mężczyzna złapał jej ciepłą dłoń i powoli zaczął spuszczać na nią wzrok.
***
„Jej dłoń jest taka delikatna, a twarz jest niczym tajemnica, której zapewne nigdy nie poznam. Wiem, że ona jest tam gdzieś.” Jej dłoń zniknęła, tak samo jak reszta jej ciała. „Znowu to samo… .”
***
Kilka dni później jej sny zaczęły wydawać się coraz bardziej realistyczne. Krzyczała, a gdy człowiek bez twarzy chciał jej pomóc,… znikał. Znikał tak samo jak ona i sen. Krzyczała nawet jak się przebudziła.
„Jestem bezradna na te wszystkie sny, nie chcę, aby przemieniały się w koszmary. Gdzie są świetliki? Od kilku dni wcale ich nie widziałam, czemu już mnie nie uspokajają?” Wraz z nimi cała nadzieja dziewczyny i jej szczęście coraz bardziej malały.
***
Nauczyciele w szkole zauważyli z dnia na dzień pogarszającą się sytuację naszej bohaterki. Jej stopnie pogarszały się, a była przecież wzorową uczennicą. Całe szczęście, że rok szkolny się kończył. Nauczyciele sądzili, że potrzeba jej wakacji i wypoczynku. Zawsze przecież żyła w ciągłym biegu i pomagała wszystkim jak tylko może najlepiej.
Rozdział II: czerwiec.
Nadeszła pora wakacji, dziewczyna dostała promocję do następnej klasy, lecz jej stan nieustannie się pogarszał. Czasem zachowywała się jak obłąkana. Przestała jeść i pić. W końcu wylądowała w szpitalu.
Była na krańcu wyczerpania. Nie miała wcale apetytu, zmuszano ją do jedzenia. Bardzo mało spała, a jej serce zaczynało się rozpadać. Nie widywała już mężczyzny w swoich snach. Straciła ochotę, by żyć.
„Gdzie jesteś, czemu ciebie tutaj nie ma?” te pytanie bardzo często pojawiało się w jej głowie.
Leżała całymi dniami bez ruchu przed rodzicami. Mówiła jedynie pojedyncze słowa, z których i tak można było mało zrozumieć. W jej oczach często pojawiały się łzy, a gdy płakała jej serce coraz bardziej się rozpadało.
***
Pewnego, słonecznego dnia doszło do zatrzymania pracy serca. Po długiej defibrylacji lekarze stwierdzili, że dziewczyna zapadła w śpiączkę. Raczej nigdy już się nie obudzi. Ordynator szpitala zbliżył się do rodziców dziewczyny siedzących na poczekalni. Kobieta przytulała się z płaczem do mężczyzny.
- Jest szansa na uratowanie waszej córki. Otrzymaliśmy dotacje na jej leczenie. Lekarze z Japonii są bardzo zainteresowani jej przypadkiem i chcą ją zbadać. Nie tak dawno opracowano tam sposób wybudzania ze śpiączki. Czy chcecie się zgodzić na to, aby wasza córka była leczona w Tokio? Jeżeli tak, wystarczy, że podpisać ten formularz- wyciągnął kilka papierów ze swojej siwej teczki i podał rodzicom dziewczyny.
- Zgadzamy się, w Polsce na pewno nie będzie miała takiej szansy. Poza tym córka bardzo się interesowała Japonią, chciała tam polecieć od lat. Więc jeżeli ona miała takie zaufanie do Japończyków to my też powierzymy naszą córkę w ich ręce- rodzice podpisali formularz.
***
Dziewczyna została przetransportowana specjalistycznym samolotem wprost do Japonii. Niestety mogła jej towarzyszyć tylko jedna osoba- lekarz z jej kraju. Japoński szpital był ogromny, niczym trzy stadiony piłkarskie. Dziewczynę wieziono na polowym łóżku. Leżała bezwładnie.
- Kaori Angela, lat osiemnaście. Pochodzi z Polski. Od dziesięciu dni w ciężkiej śpiączce. Rodzina nie miała pieniędzy, aby dostać się tutaj wraz z nią- zameldował polski lekarz. – Tutaj są dodatkowe informacje o niej- wyciągnął znajomą, siwą teczkę i podał japońskim lekarzom. Kaori została wysłana na badania.
Na sam koniec dnia leżała już w zimnej, białej szpitalnej sali. Otrzymała kroplówkę. Obserwowano ją dzień i noc. Co cztery godziny do jej żył wstrzykiwano czerwoną ciecz.
***
- To znowu sen? Myślałam, że niedługo umrę… . Wszystko wokół jest takie nierealne. Jestem sama, a on nie istnieje. Jak mogłam być tak naiwna? Mogłam mu nie ufać aż tak bardzo- wisiała w czarnej przestrzeni. Jedyne światło pochodziło z końca tunelu, ale nie odważyła się sprawdzić czym ono jest.
***
- Panie Yokohama, to idealny moment, aby nasz student się wykazał- powiedział jeden z lekarzy znajdujących się w niewielkim pomieszczeniu.
- Jej przypadek jest zbyt ciężki. Nie możemy dopuścić się żadnego błędu. Niedoświadczeni studenci w takich przypadkach nie są mile widziani- odpowiedział lekarz.
- Roy jest naszym najlepszym studentem. Może chociaż dołączyć do grupy badającej ten przypadek z Polski? Ręczę za niego. Jest wspaniałym i obiecującym studentem. Pragnę wspomnieć, że udały mu się wszystkie operacje. Jest już na ostatnim roku i potrzebuje większej ilości praktyk.
- Dobrze więc, niech tak będzie. W końcu Twoim przekonaniom można zaufać. Niech stawi się jutro o ósmej. Gdy się spóźni chociaż minutę zostanie oddalony od tego przypadku.
- Dziękuję panie Yokohama. Dziękuję.
***
- Co to za dziwne uczucie? Gdzie ja właściwie jestem? Błąkam się w tych ciemnościach ani trochę nie zbliżając się do światła. Czy ja już nie żyję? Jednak czuję ciepło znajdujące się wokół mnie… .
***
- Biiip, biiip.
- Tak słucham, tu Roy Akagawa- powiedział chłopak zaspanym głosem.
- Witaj Roy. Jutro o ósmej rano masz się stawić w Głównym Szpitalu Tokio. Nie spóźnij się! To twoja życiowa szansa. Nie zepsuj tego.
- Dziękuję profesorze. Na pewno się tam stawię.
- Tak trzymaj. Przepraszam, że cię obudziłem.
- Nie, to nic takiego. Dziękuję.
- Dobranoc Roy.
- Dobranoc panie profesorze- chłopak rozłączył się i spojrzał na budzik. – Jeszcze dwie godziny… Zdążę się przespać- powiedział do siebie, nastawił budzik i poszedł spać.
***
Następny dzień w białym jak śnieg pokoju. Na salę po raz pierwszy wchodzi Roy ubrany w biały fartuch, który niezwykle pasował do jego ciemnej karnacji. Miał dwadzieścia cztery lata, czarne włosy i brązowe oczy. Pochodził z małej wioski zwanej Oosouri znajdującej się na południu Japonii.
Roy podszedł do łóżka Kaori. Nie zwracał uwagi na jej twarz. Dotknął jej dłoni i poczuł wstrząs. „Znam tą dłoń. Jest taka sama jak… .” Spojrzał szybko na jej twarz. „Jest piękna... . Wreszcie ją znalazłem. Jest tuż przede mną.”
Na salę z wielkim hukiem wszedł cały zespół lekarzy. - Czy panna Kaori jest już gotowa na wybudzanie?
- Myślę, że tak- odpowiedział jeden z nich.
- Osobiście uważam, że dziewczyna powinna jeszcze kilka dni spędzić na obserwacji. Teraz należy jej podać środek łagodzący śpiączkę- wtrącił się Roy.
- Dobrze, niech będzie. Zespół, proszę o opuszczenie Sali. Chcę zamienić kilka słów z tym młodzieńcem- był to doktor Yokohama. Gdy wszyscy wyszli Roy został z siwiejącym lekarzem.
- Słucham doktorze Yokohama. Miał mi pan coś do powiedzenia, prawda?
- Tak. To szczególny przypadek. Proszę żebyś ostrożnie podejmował wszystkie decyzje. Znam cię już od dawna, więc i tym razem posłucham twojej sugestii.
- Dziękuję doktorze- powiedział, po czym podszedł do drzwi. – Będę w sali obserwacyjnej- wyszedł. „Kaori Angela… . Będę przy tobie. Jestem pewny, że to ty. Od teraz mogę widzieć twoją twarz. ”
***
Roy przesiadywał całymi dniami w szpitalu. Minął już prawie miesiąc. Śpiączka Kaori była coraz płytsza z dnia na dzień. „Ratowałem cię we śnie, chcę chociaż raz uratować cię w tym realnym świecie. Kaori, teraz gdy się odnaleźliśmy nie chcę cię stracić.”
Gdy wszyscy spali Roy wchodził do jej sali i trzymał ją za rękę. Wpatrywał się w jej spokojną twarz.
***
- Co to za ciepło? Kim jesteś? Czemu trzymasz moją dłoń i prowadzisz w stronę światła? Czy to ty jesteś tym mężczyzną ze snu?


Rozdział III: koniec lipca.
- Panie Yokohama, stan śpiączki Kaori znacząco się poprawił. Sądzę, że możemy poprowadzić operację wybudzania powiedział z powagą Roy.
- Dobrze. Niech będzie. Jutro ją przeprowadzimy. Przeprowadź jutro rano ostatnie badania.
- Tak panie Yokohama- chłopak poszedł do sali „Słyszałaś Kaori? Jutro wreszcie się zobaczymy… .” Jego ręka pogładziła jej policzek.
***
- Jest tak blisko… . Wydaje się takie wesołe. Ja nie pasuję do tego światła, ale mimo wszystko ktoś mnie tam prowadzi. Słyszę kogoś, ale bardzo niewyraźnie… .
***
Następnego dnia Kaori została po raz ostatni raz przebadana, a następnie podano jej nową kroplówkę. Miała niebieski kolor. Była mieszana z mleczno-białą cieczą gdy zbliżała się do jej krwi.
- Potrzebny jest obserwator. Roy. Doglądaj wskaźników, nic nie powinno pójść niezgodnie z planem, więc zostanie z tobą tylko doktor Drake.
- Dobrze panie Yokohama.
- Najlepiej gdybyś znajdował się blisko niej. Kontroluj jej oddech i ciśnienie.
- Tak jest, dziękuję za ten zaszczyt i za pańskie zaufanie- Roy podszedł do dziewczyny i usiadł się koło niej. „Kaori, jestem przy tobie.” Zaczął wpatrywać się w monitory znajdujące się tuż obok jej łóżka.
Minęły dwie godziny. Roy nadal kontrolował wszystkie ekrany z pomiarami. Serce waliło mu jak oszalałe. Wiedział, że wkrótce ją pozna.
- Roy, wrócę za pięć minut. Przyjechała moja żona- powiedział doktor Drake wychodząc z sali.
Nagle dziewczyna poruszyła palcami u ręki. Bardzo powoli otworzyła oczy. Zamrugała widząc oślepiający blask białej lampy.
- Powinna już się obudzić- powiedział chłopak widząc odczyty ekranu. Spojrzał na nią. Miała na wpół otwarte oczy. – Kaori?
- Ja… Zn- zna… m… cię- wydusiła z siebie Kaori.
- Nie zmuszaj się do mówienia, jesteś zmęczona. Bardzo się cieszę, że wreszcie się spotkaliśmy- powiedział Roy i poinformował lekarzy pagerem, że dziewczyna się przebudziła. Natychmiast zadzwoniono do polskiego lekarza z tą wiadomością.
Cała ekipa zebrała się w pokoju Kaori. Gratulując Royowi pierwszej udanej operacji wybudzania.
- Roy… ko-… cham… cię…- powiedziała dziewczyna przy wszystkich po czym zasnęła z przemęczenia.
Cała ekipa spojrzała się na zakłopotanego Roya. Wpatrywali się na niego jak na nowy eksponat muzealny.
- Co? Też jestem zaskoczony…- powiedział nie będąc w stanie wydusić z siebie nic więcej.
***
- To był sen? Ale… w końcu widziałam jego prawdziwą twarz. To był z pewnością chłopak z moich snów… .
***
Minęło kilka dni, a stan Kaori nieustannie się poprawiał. Dziewczyna nie była w stanie wracać jeszcze do swojego kraju, więc postanowiono przetransportować ją do innego miejsca na rehabilitację. Roy zgodził się na to, by zabrać ją do swojej rodzinnej wioski i zaopiekować się nią.
- Gdzie… jedziemy?- zapytała się Kaori do prowadzącego Roya.
- Do mojej rodzinnej wioski. Tam powinnaś dojść do siebie. Moja rodzina jest bardzo wyrozumiała. Tak w ogóle nie miałem większej okazji, aby przedstawić ci się. Jestem Roy Akagawa.
Dziewczyna zarumieniła się. Spojrzała na twarz Roya. „Jest przystojny, chciałabym z nim być zawsze.”
-Ta… . No więc pochodzisz z polski?- zapytał się i spojrzał na nią. Dziewczyna kiwnęła lekko głową. Patrzyła się w niebo. – Nigdy nie byłaś za granicą swojego kraju?
- Byłam.
- To miejsce jest pewnie inne niż sobie wyobrażałaś. Chciałbym kiedyś zobaczyć twój kraj- przez dwie godziny rozmawiali ze sobą. Roy opowiadał o swojej rodzinie. - Jesteśmy na miejscu. Widzisz? Tam na padoku jest Kairo- wskazał ręką na białego konia jedzącego trawę.
- Śliczna- powiedziała zaskoczona. „Więc ona istnieje? To wszystko jest prawdziwe?”
- Pomogę ci wysiąść. Nie przemęczaj się zbytnio. Posadzę cię na wózku, będzie ci wygodniej- chłopak posadził dziewczynę na wózek i zawiózł do swojego rodzinnego domu. – Mamo, tato, wróciłem. Zgadnijcie kogo przywiozłem.
- Oj syneczku, martwiliśmy się o ciebie. Och… to zapewne ta dziewczyna, o której opowiadałeś- zza drzwi pojawiła się starsza kobieta i mężczyzna. – Witaj Kaori w naszych skromnych progach.
- Wi… tam.
- Kaori będzie spała w moim pokoju, muszę mieć ją na oku. Obiecałem doktorowi Yokohamie, że się nią zajmę.
- Odpocznijcie, niedługo kolacja- powiedziała mama Roya.
Roy zaniósł Kaori do swojego pokoju i położył ją na łóżku.
- Potrzebujesz czegoś?- zapytał się zarumienionej dziewczyny.
- Nie- odpowiedziała zarumieniona.
- Tutaj masz dzwonek. Pójdę pomóc mamie w przygotowywaniu kolacji. Jeśli coś byś potrzebowała zadzwoń dzwonkiem, ja przyjdę.
Rozdział IV: sierpień, znowu.
- Jak się czujesz? Przyniosłem Ci śniadanie- powiedział Roy.
- Dobrze. Dziękuję- dziewczyna zaczęła sama jeść i powoli stawała już o własnych siłach. Bardzo się cieszyła, że mogła być przy Royu.
- Chcesz dziś wyjść na zewnątrz? W nocy będzie deszcz meteorytów. Zawsze w sierpniu je oglądam.
- Bardzo chętnie- Kaori mówiła już całymi zdaniami, lecz czasami nie wiedziała co powinna powiedzieć. Bardzo często się rumieniła. Roy bardzo to lubił.
- Dziś cały dzień znowu spędzimy razem. Może chcesz przejechać się na Kairo?
- Tak. Wiesz co? Zawsze zastanawiałam się jak to jest być z kimś tak blisko. Bardzo się cieszę, że cię poznałam.
***
Po południu Roy pomógł Kaori wyjść na świeże powietrze, a następnie przyprowadził Kairo. Posadził dziewczynę na grzbiecie konia i zaczął ją oprowadzać.
- Dziękuję, że przez ten cały czas zajmowałeś się mną.
- Nie ma sprawy.
- Mogę przejechać kawałek sama?
- Proszę- chłopak puścił wodzę i Kaori zaczęła kierować klaczą. Poklepała ją. Jeździła stępem. – Radzisz sobie już całkiem nieźle- powiedział, a dziewczyna dodała łydki i koń przeszedł do kłusa, a następnie do galopu.
- Uważaj!- chłopak podbiegł do niej myśląc, że dziewczyna spada.
- Dawno tak dobrze się nie czułam- krzyknęła po czym zatrzymała konia.
- Przez moment myślałem, że spadniesz. Chyba dużo jeździłaś wcześniej.
- Trochę… byłam kilka razy na obozach- odpowiedziała z radością w głosie. Kaori podjechała do Roya, a następnie wrócili do domu. Dziewczyna zeszła z konia i samodzielnie poszła do domu.
***
Wieczorem wyszli znowu na zewnątrz. Wzięli ze sobą dwa koce. Wzięli Kairo i pojechali razem na rozległą polanę. Znajdowała się jakieś dwa kilometry od domu Roya.
- Jesteśmy na miejscu- powiedział chłopak z uśmiechem.
- Zapowiada się piękna noc… .
- Tak, będzie piękna- zsiadł z konia i pomógł zejść Kaori.
- Dziękuję- dziewczyna spoglądała w niebo. Była oczarowana pięknem tutejszych gwiazd. Roy rozłożył jeden koc, na którym wspólnie się usiedli. – Nie wiem czemu jestem aż tak zachwycona tym niebem, w Polsce wygląda przecież tak samo… .
-Kaori,… przychodzi mi to z niemałym trudem, lecz chciałbym się ciebie o coś zapytać. To dla mnie wiele znaczy. Wiem, że znamy się ledwie rok i to ze snów z czego dwa miesiące w rzeczywistości, lecz… - nastała chwila ciszy. Kaori patrzyła się na niego ze zdziwieniem. „No powiedz jej to, kretynie…”- pomyślał. – No więc… .
- Śmiało, ze mną możesz rozmawiać o wszystkim- zachęciła go.
- Chcesz spędzić ze mną resztę swojego życia?- na niebie pojawił się duży meteoryt tak jak zeszłego lata. Na twarzy dziewczyny malowało się szczęście. Znowu oblała się rumieńcem, ale zachowała spokój.
- Pomyśleć, że to już rok odkąd widziałam podobny meteoryt… . Wtedy spoglądałam z tęsknotą w niebo, a teraz siedzę obok ciebie. Wtedy po raz pierwszy mi się przyśniłeś. To było dziwne uczucie… . Wcześniej modliłam się do Boga o opiekuna takiego jak ty. Myślę, że razem możemy przejść przez życie bez problemu. Tylko mam jedną prośbę…- dziewczyna spojrzała się na Roya. Miał w oczach łzy szczęścia. Klęczał przed nią. Trzymał przed nią wyciągnięty pierścionek z szafirem.
- Nie ważne jaka to prośba spełnię wszystko co tylko zechcesz. Ta chwila wiele dla mnie znaczy. Czuję, że przeznaczenie nam sprzyja- dziewczyna wyciągnęła ku niemu prawą rękę, a Roy wsunął na jej palec pierścionek. Pocałowała go namiętnie po czym spędzili całą noc na oglądaniu gwiazd.
***
Po tych wszystkich zdarzeniach Kaori i Roy zamieszkali razem w Japonii. Co roku w sierpniu spędzają czas na oglądaniu meteorytów, które połączyły ich losy.

Autor: Ann11355

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz